http://ecsmedia.pl/c/lawenda-w-chodakach-b-iext18555599.jpg Tytuł: ,,Lawenda w chodakach" Autor: Ewa Nowak Seria wydawnicza: Seria miętowa Wydawnictwo: EGMONT Polska Rok wydania: 2012 Liczba stron: 240
Młodość. Pierwsze miłości, rozczarowania, małe tragedie. Czas beztroski, a jednocześnie wielu rzutujących na przyszłe życie wyborów. Lata nauki i rozkwitających przyjaźni. A przede wszystkim mnóstwo wspomnień o jednych z najpiękniejszych chwil naszego życia. Będąc tylko nastolatką, często chciałabym już dorosnąć, założyć rodzinę, pracować... Jednak teraz, po lekturze kolejnej części Serii Miętowej krzyczę najgłośniej jak tylko mogę: ,,Młodości, trwaj!" i zaczynam pisać tę recenzję z nadzieją, że, pozwoli mi wyrazić chociaż część tego, o czym myślę po zakończeniu lektury.
Niejednokrotnie myślałam, że powieści młodzieżowe nie są już skierowane dla mnie. Automatycznie odrzucałam większość z nich, by w skupieniu oddawać się dziełom poważniejszym, trudniejszym, niejednokrotnie cieszącym się sławą i renomą. Szaleństwo na wszelkiego rodzaju paranormal romance dopadło mnie wcześnie, bo w wieku dwunastu/trzynastu lat, ale już po roku miałam zdecydowanie dosyć tego rodzaju historii. Ileż w końcu można było czytać o Niej, pięknej i nieśmiałej oraz o Nim, przystojnym, odważnym i zakochanym po uszy? Ostatnio jednak ponownie przekonałam się do powieści młodzieżowych i z dobrym skutkiem podczytuję je pomiędzy lekturami poważniejszymi, klasycznymi. Kolejny raz mogłam przekonać się, że ten system jest naprawdę dobry, bo ,,Lawenda w chodakach" to już druga książka Pani Nowak, na której się nie zawiodłam. Mało tego, uważam, że to jedna z lepszych książek tego gatunku nie tylko w Polsce, ale też na całym świecie.
Lipiec, miesiąc upragnionych wakacji nie tylko dla nas, ale też dla dwóch zakochanych w sobie par. Magda i Kuba są już zaręczeni, a Wiktor wraz z Damroką wzajemnie się poznają, pozwalając łączącemu ich uczuciu rozkwitać. Cała czwórka wybiera się w podróż po najpiękniejszych zakątkach Europy. Czeka ich mnóstwo niezapomnianych przeżyć i wspomnień, wiele przygód, ale będą też musieli odpowiedzieć na wiele pytań. Co tak naprawdę oznacza bycie razem? Czego możemy oczekiwać od osób, które są nam bliskie? Jak zachowywać się uczciwie wobec samych siebie? I jak ominąć wszelkie uczuciowe pułapki, które zastawią na nas inni? O tym wszystkim możecie przeczytać w kolejnym, czwartym już tomie popularnej Serii Miętowej autorstwa Ewy Nowak - powieści opowiadających o problemach nastolatków w sposób prosty i przystępny, a jednocześnie skłaniający do wielu refleksji.
Ludziom młodym często wydaje się, że cały świat należy tylko do nich. Są przekonani o swojej wartości, zdolnościach i sile. Nie przyjmują do siebie myśli o jakimkolwiek, nawet najmniejszym niepowodzeniu, niesłusznie zakładając, że z racji ich wieku czy sprawności pozostają niepokonani. Z czasem ich przekonania ulegają weryfikacji, a oni sami muszą pogodzić się z tym, że porażki i niepowodzenia to naturalna część życia i coś, od czego nie można uciec. Zmaganie się z samym sobą i własnymi słabościami nie jest łatwe i przyjemne, ale przynosi wiele dobrego: dogłębne poznanie samego siebie i swojego charakteru, osiągnięcie dojrzałości i zżycie się z drugą osobą. Przed takim wyzwaniom stoją również główni bohaterowie ,,Lawendy w chodakach" - młodzi studenci, przekonani o sile łączących ich uczuć. Czy dadzą radę dochować wierności swoim partnerom, czy też przeciwnie wspólny wyjazd okaże się pasmem udręki i ciągłych kłótni. Jeśli jesteście ciekawi tego, czy bohaterom udało się poradzić z wieloma, napotkanymi po drodze problemami zapraszam Was do lektury ,,Lawendy w chodakach"!
,,(…) ten niekontrolowany wybuch zazdrości sprawił mi przyjemność.- Kochasz czy nie? Nie drażnij mnie.- Kocham, i to bardzo.- Na pewno?- Na pewno.- Daj dowód.- Przepraszam, tutaj? - Magda parsknęła śmiechem.- Popatrz na mnie i powtórz: "Ten Soplica to debil".- Soplica? Dobrze, że też na to nie wpadłam! No, rzeczywiście Soplica! Pasuje jak ulał. Ten Soplica to debil.- I brzydal.- No, taki brzy... Oj, nie szczyp! I brzydal. Całkiem ładny brzydal, ale brzydal. (…)"
Pani Nowak kolejny raz udowodniła, że potrafi znakomicie odwzorować sylwetki nastoletnich postaci. Nakreśla je sprawnie, plastycznie i barwnie. Nie kłamie, ukazując młodych jako ludzi nie z gruntu złych, lecz po prostu zagubionych, przytłoczonych nadejściem dorosłości i koniecznością podejmowania ważnych i złożonych decyzji. Jako osoba młoda czytałam o perypetiach bohaterów z dużym zaangażowaniem, wiele razy na mojej twarzy zagościł też szeroki uśmiech. Jeżeli rozważacie sięgnięcie po ,,Lawendę w chodakach" przygotujcie się na dużą dawkę kapitalnego humoru oraz na całą plejadę interesujących, a jednocześnie tak zwyczajnych bohaterów.
Język autorki pozostał podobny do tego z ,,Wszystko, tylko nie mięta"- jest prosty, lekki i nieskomplikowany, ale autorka posługuje się nim z taką łatwością i wdziękiem, że w żadnym wypadku nie zmniejsza to przyjemności płynącej z lektury. Dla wielu nastolatków będzie to wręcz zaleta, bo zamiast skupiać się na znaczeniu pojedynczych, skomplikowanych zwrotów, będą mogły się skupić na przesłaniu wypływającym z całej powieści.
,,Lawenda w chodakach" to książka niewielkiej objętości, która z pewnością zostawi ślad w Waszych sercach. W sposób prosty i sympatyczny przekazuje Nam kilka ważnych prawd odnośnie świata, ale przede wszystkim Nas samych. Jeżeli jesteście młodzi, będzie to dla Was lektura obowiązkowa i niezwykle wartościowa. A nawet gdy na metryce nie widnieje już tych -naście lat zapewniam, że i tak nie zawiedziecie się na lekturze. Miętowy świat wykreowany przez panią Nowak jest bowiem otwarty dla wszystkich, w których tli się iskierka humoru, wspomnień z dzieciństwa czy chociażby tęsknoty za latami młodości oraz rodzinnym ciepłem. Szczerze polecam!
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: ,,Poczuj miętę do czytania"
|
Wakacje zmienią wszystko...(,,Lawenda w chodakach" Ewa Nowak)
Kiedy sekrety wychodzą na jaw...(,,Wstyd" Rachel Van Dyken)
http://www.empik.com/wstyd-dyken-rachel-van,p1110406537,ksiazka-p Tytuł: ,,Wstyd" Autor: Rachel Van Dyken Tytuł oryginału: ,,Shame" Wydawnictwo: Feeria Young Rok wydania: 2015 Liczba stron: 359 Tłumaczenie: Jarosław Irzykowski
Wstyd to uczucie znane każdemu. Ile już razy musieliśmy ukrywać pod płaszczem zaczerwienioną twarz, uciekać przed konsekwencjami swoich błędów czy, jak przysłowiowy struś, czym prędzej chować głowę w piasek. Człowiek jest stworzony po to by dokonywać nie tylko czynów wzniosłych i godnych pochwały, ale też takich, które nawet za kilkadziesiąt lat będą budziły nasz niesmak. Popełniać błędy to rzecz ludzka, ale co jeśli to one determinują nasze istnienie, a przeszłość ciągnie się za nami, zataczając coraz niebezpieczniejsze koła? Czy możemy, ot tak, wymazać swoje wstydliwe wspomnienia z pamięci i zacząć żyć od nowa? Na te pytania bardzo trudno znaleźć odpowiedź, chociaż odnoszę wrażenie, że lektura ,,Wstydu" może to zadanie nieco ułatwić...
Young i New Adult to gatunki przeżywające ostatnimi czasy swój renesans. Na rynku powieści dla młodzieży zastąpiły już nieco przestarzałe romanse paranormalne i od paru lat z powodzeniem podbijają serca nastolatek. Zazwyczaj opiewają pierwsze uczucie i opisują trudności z jakimi musi zmierzyć się para głównych bohaterów, zanim osiągnie szczęście i spełnienie. Dotychczas pozostawałam obojętna na tego rodzaju historie, ale gdy nadarzyła się sprzyjająca okazja do przeczytania jednej powieści z tego nurtu, nie mogłam odmówić. Z tego miejsca chciałabym serdecznie podziękować Cyrysi z bloga Literacki świat Cyrysi - dzięki wygranej w konkursie na Jej blogu mogłam zapoznać się ze ,,Wstydem" i przekonać się, że nie takie New Adult straszne, jak je malowałam :) Ale może lepiej zacznę od początku, bo tekst staje się nieco chaotyczny.
Ona - Lisa to piękna, młoda dziewczyna, która właśnie staje przed jednym z najważniejszych wyborów w swoim życiu. Ma właśnie zacząć studia i planuje, przy pomocy oddanych przyjaciół, całkowicie odciąć się od swej przeszłości, naznaczonej bólem i cierpieniem. Niestety, jej starania, by zapomnieć o toksycznym związku z dawnych lat, brutalnie zderzają się z rzeczywistością, a kiedy dziewczynę zaczyna śledzić i prześladować nieznanej tożsamości stalker, Lisa nie jest w stanie ukryć swojego przerażenia. Czy przyjaźń i nowe, rodzące się uczucie będą w stanie wymazać z jej pamięci okrutne wspomnienia?
On - Tristan jest przystojnym, młodym mężczyzną, który pod zasłoną doskonałego zorganizowania i inteligentnego, lekko drwiącego uśmiechu również skrywa swój sekret i prawdziwy cel, którym jest rozwiązanie tajemnicy sprzed lat. Kiedy, obejmując posadę profesora na Wydziale Psychologii, zderza się z Lisą, pewne może być tylko jedno - od tego dnia nic już nie będzie takie samo...
Nie spodziewałam się, że lektura ,,Wstydu" okaże się tak miłym i interesującym doświadczeniem, wręcz przeciwnie oczekiwałam znacznie bardziej schematycznej i banalnej, romantycznej historii. Tym czasem otrzymałam wciągającą praktycznie od pierwszych stron, w lekki i nieszablonowy sposób poruszającą trudne tematy, powieść. Jestem zadowolona zarówno z rozwoju akcji, jak i zakończenia, które naprawdę bardzo mi się podobało i całkiem zgrabnie zamknęło całą historię. Oczywiście, książka ma też kilka wad, jedną z nich jest z pewnością pewna przewidywalność i naiwność, zwłaszcza w części dotyczącej rodzącego się między parą głównych bohaterów uczucia. Kilka razy miałam ochotę porządnie potrząsnąć tą dwójką, by w końcu wzięli się w garść i poważnie rozważyli, to co ich łączy. Zamiast tego spotykali się ze sobą, by później kłócić się i wzajemnie unikać. Niby zdawali sobie sprawę z tego, jak nawzajem się ranią, ale wciąż powtarzali ten sam ciąg zachowań, nie zważając na swoje prawdziwe uczucia.
Tym, co bardzo mi się spodobało, były fragmenty z dziennika Taylora, byłego chłopaka Lisy i sprawcy całej tragedii. Jego słowa wywierały na mnie ogromne wrażenie, a świadomość, jak daleko można się posunąć, by kogoś upodlić głęboko mnie poruszała. Strony z pamiętnika stanowiły nie tylko wprowadzenie do właściwej, toczącej się w danym rozdziale akcji, ale też same tworzyły pewną historię - swoiste stadium przypadku osoby chorej psychicznie i całkowicie pogrążonej w swoim szaleństwie. Ich brutalność czy bijący z nich chłód naprawdę mnie przytłaczały i kilka razy zmusiły do zastanowienia nad tym, że w każdym z nas tkwi pewna doza szaleństwa, która tylko czeka na nadarzającą się okazję.
Sylwetki postaci były zarysowane sprawnie, chociaż uważam, że autorka nieco przesadziła, kreując praktycznie każdą męską postać na niezwykle błyskotliwą i przystojną. Rozumiem prawa, które rządzą tego typu literaturą i zgadzam się, ze każda kobieta bez względu na wiek lubi czasem poczytać o takich idealnych mężczyznach, ale przez to bohaterowie męscy tracili nieco ze swojej indywidualności. Z drugiej strony jednak polubiłam Tristana, który naprawdę zdobył moje serce i jednocześnie nieznośnie irytował. Intrygowała mnie jego mania do szufladkowania i katalogowania każdej, nawet najmniejszej rzeczy oraz pozorny chłód, połączony ze zdolnością do błyskotliwej analizy zachowania innych. Lisa, wbrew moim obawom, okazała się być bohaterką na tyle zaradną i rozsądną, że poza krótkimi momentami praktycznie mnie nie irytowała, a z czasem przekonałam się do niej i byłam w stanie zrozumieć jej uczucia i dawne postępowanie.
Cała historia została opisana lekkim i prostym językiem. Dla mnie był on momentami zbyt prosty, a duża liczba kolokwializmów nieco mnie raziła, ale myślę, że dla wielu młodych osób tak barwny i lekki sposób prowadzenia akcji okaże się zaletą. Podobały mi się za to sceny napięcia rozgrywające się pomiędzy dwójką głównych bohaterów - ich dyskusje naprawdę bawiły, były pikantne i pełne podtekstów, a co więcej wywoływały na mojej twarzy szeroki uśmiech.
,,Wstyd" okazał się być naprawdę miłą niespodzianką i pierwszym spotkaniem z nowym gatunkiem. Dzięki lekkiemu językowi, zgrabnie poprowadzonej akcji i pełnemu napięcia romansowi może zawrócić w głowie każdej czytelniczce, a co więcej pod warstwą lekkości i pewnej przewidywalności kryje się kilka wartości dotyczących nas samych. Nie jest to książka, która mnie zachwyciła, ale będę ją ciepło wspominać i zapewniam, że już znalazła na mojej półce odpowiednie miejsce :)
|
Każdy ma swoją zieloną milę (,,Zielona mila" Stephen King)
Tytuł: ,,Zielona mila"
Autor: Stephen King
Tytuł oryginału: ,,The green mile"
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 413
Każdy mól książkowy napotyka w swoim życiu taką powieść. Powieść, która dogłębnie go porusza. Sprawia, że świat w niej przedstawiony staje się nam równie bliski, a nawet bliższy niż szara rzeczywistość za oknami. Taka, którą czytamy z zapartym tchem i niedowierzaniem, by tuż po przewróceniu ostatniej strony nabrać ochoty na napisanie kilku ostrych słów do autora, który tak dotkliwie złamał nam serce swoją decyzją. Ja sama spotkałam już kilka takich książek i myślę, że w ich poczet z powodzeniem zaliczyć się może również ,,Zielona mila" - powieść znanego głównie ze znakomitych horrorów Stephena Kinga.
Autor, znany głównie z niezwykle popularnych i faktycznie mrożących krew w żyłach tytułów, takich jak ,,Lśnienie", ,,To", ,,Ręka mistrza" czy ,,Miasteczko Salem", napisał powieść obyczajową z elementami psychologicznymi i nadprzyrodzonymi, a co więcej zrobił to w tak zgrabny i przemyślany sposób, że ,,Zielona mila", mimo tego, że opowiada przede wszystkim o problemach Stanów Zjednoczonych w latach 30. XX wieku, wciąż zachwyca i porusza tysiące nowych czytelników na całym globie. A jak właściwie zaczyna się cała ta historia i o czym opowiada? Zapraszam do akapitu poniżej.
Paul Edgecombe pracuje na bloku E w stanowym więzieniu Cold Mountain w stanie Luizjana. Blok ten jest zwany także ,,blokiem śmierci", bo zamieszkują go oczekujący na śmierć na krześle elektrycznym. Są to najgorsi przestępcy, którzy mordowali, gwałcili, palili i grabili, pozornie bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Gdy pewnego dnia mury więzienia i zamknięte drzwi bloku E przekracza olbrzymi, czarnoskóry John Coffey, nic już nie będzie takie samo. Wiecznie zamyślony i niezwykle łagodny mężczyzna został uznany za winnego śmierci i gwałtu dwóch niewinnych dziewczynek, a jego sytuacji nie poprawia wcale powszechna dyskryminacja i uprzedzenie dla ludzi o odmiennym kolorze skóry. A kiedy na jaw wychodzą jego niezwykłe zdolności, a czas mierzony jest w dniach pozostałych do egzekucji, tylko jedna rzecz jest pewna: to nie jest czas na przyjaźń rodzącą się pomiędzy strażnikiem i więźniem; mordercą, a prawym obywatelem. Ale z historii wiemy już, że to piękne uczucie potrafi zrodzić się we wszelkich, nawet najbardziej ku temu niesprzyjających okolicznościach...
,,Zielona mila" to książka, która na kilka dni pozwoliła mi wkroczyć w mury więzienia stanowego w latach 30. XX wieku. Była to podróż niezwykła i fascynująca, a swoją formą przypominała mi zasłyszaną, opowiedzianą niegdyś przez dziadka siedzącego w fotelu przy kominku, opowieść. Nieco nostalgiczna. Przepełniona goryczą, ale również sączącym się z tych czterystu stron spokojem. Mimo niezwykle smutnej i poruszającej historii, autor unika sztucznego tragizmu i nadmiaru ckliwości, co sprawia, że książka nie powoduje u czytającego przewracania oczami, lecz autentycznie wzrusza i skłania do refleksji. W trakcie lektury i jeszcze parę dni po przewróceniu ostatniej strony zastanawiałam się nad sensem istnienia i ciągłego stosowania kary śmierci. Czyż wybaczanie nie jest naszym największym obowiązkiem? Przecież skazując na śmierć, w nawet najbardziej humanitarny sposób, stajemy się tak naprawdę katami i mordercami. Ale czy skazani nie są potworami w ludzkiej skórze, którzy nie wahali się przed dokonaniem największych zbrodni? Pytania wciąż namnażają się w mojej głowie, pomimo tego, że problem stosowania kary śmierci nie dotyczy bezpośrednio naszego kraju (w Polsce najwyższą i najsurowszą karą jest dożywocie), jest natomiast jednym z najbardziej kontrowersyjnych przepisów w Stanach.
Tym, co bardzo mi się spodobało podczas lektury, było sprawnie i interesująco skonstruowane tło - nie przyćmiewało ono głównej historii, wokół której toczyła się akcja, lecz stanowiło dobre dopełnienie powieści. Pozwoliło chociaż trochę zagłębić w codzienne życie mieszkańców Luizjany w dwudziestoleciu międzywojennym, a także poznać procedury i zasady rządzące stanowymi więzieniami ponad osiemdziesiąt lat temu. King nie ukrywa, że ,,Zielona mila" jest trochę ubarwioną wizją bloku śmierci, ale całą akcję dziejącą się właśnie na tych kilkunastu metrach dzielących skazańców od tak zwanej ,,Starej Iskrówy" wykreowano z tak dużym wyczuciem, że wcale nie jest to dużą niedogodnością. Mimo, że powieść jest swego rodzaju gawędą głównego bohatera i powieścią o jego życiu i pracy na przestrzeni wielu lat i brak w niej większych momentów zaskoczenia czy rosnącego napięcia, to dzięki sprawnemu posługiwaniu się słowem pisanym i starannie odmalowanym postaciom książkę wręcz się pochłania (co nie jest w stu procentach bezpieczne, biorąc pod uwagę jak wiele strun we mnie poruszyła).
Jak zwykle u Kinga, zainteresowały mnie postacie. Są nakreślone zaskakująco naturalnie, niepozbawione słabości i popełniające błędy. W swoim życiu błądzą tak jak my, mają wątpliwości i muszą zmierzyć się z licznymi problemami. Dużą sympatię wzbudził we mnie Paul, bohater będący także narratorem całej historii. Z każdą stroną coraz lepiej go poznawałam i przekonywałam się, że mimo swojej pracy jest naprawdę dobrą i wartościową osobą. A jego przyjaźń z ogromnym i pogodnym Coffey'em całkowicie poruszyła najtwardsze struny mojego serca. Przyjaciele i współpracownicy Paula to również sylwetki warte zapamiętania i uwagi. Całkowicie przeczący swojemu przezwisku Brutal, drobny i nieśmiały Harry oraz rozsądny Dean naprawdę chwytali mnie za serce. A czarne charaktery również nakreślone zostały w przekonujący i barwny sposób, co sprawiało, że ich postępowanie wywoływało we mnie autentyczną złość i sprzeciw.
Autor posługuje się barwnym i prostym językiem tak umiejętnie, że bez wzniosłych i patetycznych zagrań potrafi wzbudzać w czytelniku wiele emocji. Pisze lekko, sprawnie i swoimi słowami kreuje naprawdę niezwykłe obrazy. Nie brak tu sztandarowego dla Kinga gawędziarstwa, ale mnie, jako osobie lubiącej klimat nostalgicznej podróży do lat młodości, wcale to nie przeszkadzało, a przeciwnie, jeszcze spotęgowało zadowolenie płynące z lektury.
Jeżeli szukacie historii, która złamie Wam serce i co więcej, skłoni do refleksji i zastanowienia nad człowiekiem, jego słabościami i sensem stosowania kary śmierci, to ,,Zielona mila" stanie się dla Was lekturą idealną. To poruszająca, starannie napisana powieść, która pozwoli Wam zagłębić się nie tylko w klimat lat 30., ale także w duszę człowieka. Szczerze polecam!
,,Zielona mila" to książka, która na kilka dni pozwoliła mi wkroczyć w mury więzienia stanowego w latach 30. XX wieku. Była to podróż niezwykła i fascynująca, a swoją formą przypominała mi zasłyszaną, opowiedzianą niegdyś przez dziadka siedzącego w fotelu przy kominku, opowieść. Nieco nostalgiczna. Przepełniona goryczą, ale również sączącym się z tych czterystu stron spokojem. Mimo niezwykle smutnej i poruszającej historii, autor unika sztucznego tragizmu i nadmiaru ckliwości, co sprawia, że książka nie powoduje u czytającego przewracania oczami, lecz autentycznie wzrusza i skłania do refleksji. W trakcie lektury i jeszcze parę dni po przewróceniu ostatniej strony zastanawiałam się nad sensem istnienia i ciągłego stosowania kary śmierci. Czyż wybaczanie nie jest naszym największym obowiązkiem? Przecież skazując na śmierć, w nawet najbardziej humanitarny sposób, stajemy się tak naprawdę katami i mordercami. Ale czy skazani nie są potworami w ludzkiej skórze, którzy nie wahali się przed dokonaniem największych zbrodni? Pytania wciąż namnażają się w mojej głowie, pomimo tego, że problem stosowania kary śmierci nie dotyczy bezpośrednio naszego kraju (w Polsce najwyższą i najsurowszą karą jest dożywocie), jest natomiast jednym z najbardziej kontrowersyjnych przepisów w Stanach.
Tym, co bardzo mi się spodobało podczas lektury, było sprawnie i interesująco skonstruowane tło - nie przyćmiewało ono głównej historii, wokół której toczyła się akcja, lecz stanowiło dobre dopełnienie powieści. Pozwoliło chociaż trochę zagłębić w codzienne życie mieszkańców Luizjany w dwudziestoleciu międzywojennym, a także poznać procedury i zasady rządzące stanowymi więzieniami ponad osiemdziesiąt lat temu. King nie ukrywa, że ,,Zielona mila" jest trochę ubarwioną wizją bloku śmierci, ale całą akcję dziejącą się właśnie na tych kilkunastu metrach dzielących skazańców od tak zwanej ,,Starej Iskrówy" wykreowano z tak dużym wyczuciem, że wcale nie jest to dużą niedogodnością. Mimo, że powieść jest swego rodzaju gawędą głównego bohatera i powieścią o jego życiu i pracy na przestrzeni wielu lat i brak w niej większych momentów zaskoczenia czy rosnącego napięcia, to dzięki sprawnemu posługiwaniu się słowem pisanym i starannie odmalowanym postaciom książkę wręcz się pochłania (co nie jest w stu procentach bezpieczne, biorąc pod uwagę jak wiele strun we mnie poruszyła).
Jak zwykle u Kinga, zainteresowały mnie postacie. Są nakreślone zaskakująco naturalnie, niepozbawione słabości i popełniające błędy. W swoim życiu błądzą tak jak my, mają wątpliwości i muszą zmierzyć się z licznymi problemami. Dużą sympatię wzbudził we mnie Paul, bohater będący także narratorem całej historii. Z każdą stroną coraz lepiej go poznawałam i przekonywałam się, że mimo swojej pracy jest naprawdę dobrą i wartościową osobą. A jego przyjaźń z ogromnym i pogodnym Coffey'em całkowicie poruszyła najtwardsze struny mojego serca. Przyjaciele i współpracownicy Paula to również sylwetki warte zapamiętania i uwagi. Całkowicie przeczący swojemu przezwisku Brutal, drobny i nieśmiały Harry oraz rozsądny Dean naprawdę chwytali mnie za serce. A czarne charaktery również nakreślone zostały w przekonujący i barwny sposób, co sprawiało, że ich postępowanie wywoływało we mnie autentyczną złość i sprzeciw.
Autor posługuje się barwnym i prostym językiem tak umiejętnie, że bez wzniosłych i patetycznych zagrań potrafi wzbudzać w czytelniku wiele emocji. Pisze lekko, sprawnie i swoimi słowami kreuje naprawdę niezwykłe obrazy. Nie brak tu sztandarowego dla Kinga gawędziarstwa, ale mnie, jako osobie lubiącej klimat nostalgicznej podróży do lat młodości, wcale to nie przeszkadzało, a przeciwnie, jeszcze spotęgowało zadowolenie płynące z lektury.
Jeżeli szukacie historii, która złamie Wam serce i co więcej, skłoni do refleksji i zastanowienia nad człowiekiem, jego słabościami i sensem stosowania kary śmierci, to ,,Zielona mila" stanie się dla Was lekturą idealną. To poruszająca, starannie napisana powieść, która pozwoli Wam zagłębić się nie tylko w klimat lat 30., ale także w duszę człowieka. Szczerze polecam!
A co, jeśli jesteśmy tylko kropką we wszechświecie...(,,Wyspa" Joanna Miszczuk)
Wybaczyć - jak to trudno powiedzieć...(,,To, co zostało" Jodi Picoult)
Zapach świeżej mięty o świcie...(,,Wszystko, tylko nie mięta" Ewa Nowak)
Ostatnio coraz rzadziej sięgam po powieści młodzieżowe, chociaż teoretycznie powinnam należeć do docelowej grupy odbiorców tego gatunku. Z drugiej strony czasem zdarzają się naprawdę miłe niespodzianki i lekka, zabawna i jednocześnie wartościowa pozycja z tego nurtu wciąż potrafi zawojować moje serce. Jedną z nich jest ,,Wszystko, tylko nie mięta" autorstwa Ewy Nowak - lektura może nie zachwycająca czy do głębi poruszająca, ale dająca wiele do myślenia. Spotkałam się z nią zachęcona przez Małą Pisareczkę z bloga Znajdź wymarzoną książkę i naprawdę Jej za to dziękuję, bo dzięki temu spędziłam przy czytaniu kilka miłych godzin :)
Rodzina Gwidoszów zarówno na pierwszy, jak i drugi rzut oka nie różni się specjalnie od większości polskich rodzin z początku XX wieku. Mama, tata, trójka dzieci. Najstarszy Kuba to przystojny, błyskotliwy i rozchwytywany przez dziewczyny maturzysta, który stara się znaleźć ,,tę jedyną". Malwina to szesnastolatka o wielu kompleksach i ogromnych ambicjach, a najmłodsza Marynia to słodkie i bystre dziewczątko dopiero poznające świat. Dom Gwidoszów jest przepełniony ciepłem i miłością, chociaż nie brakuje też sprzeczek czy codziennych problemów, jakie łączą się z wychowywaniem dorastających dzieci. Jeśli jesteście ciekawi, jak radzą sobie z nimi główni bohaterowie, to już teraz zapraszam do lektury ,,Wszystko, tylko nie mięta".
,,Człowiek musi cierpieć, bo inaczej nigdy nie nauczy się doceniać szczęścia. Radość i cierpienie to dwie połówki tego samego jabłka."
Powieść Ewy Nowak oczarowała mnie już od pierwszych stron. Była to zasługa wiernego i trafnego odwzorowania życia polskiego nastolatka: problemów, z którymi musi się zmagać; pierwszych miłości i zauroczeń czy też kompleksów. Jednocześnie książka nie sprawia trudności w czytaniu i nie przytłacza ciężkim klimatem - w jasny, prosty i barwny sposób pokazuje czytelnikowi rzeczywistość, w której żyją bohaterowie. Widoczna jest też wiedza psychologiczna pisarki - potrafi w sposób nieszablonowy, prosty, ale zarazem obrazowy ukazać czytelnikowi wagę takich problemów, jak anoreksja czy nietolerancja. W czasie lektury znajdziemy czas zarówno na chwilę refleksji, jak i na wybuchnięcie śmiechem. Pani Ewa bardzo przekonująco kreśli przed nami perypetie rodzeństwa i ich bliskich, co sprawia, że książki praktycznie nie da się odłożyć bez przeczytania jej w całości.
Równie zgrabnie wykreowani zostali bohaterowie. Kuba Gwidosz to jeden z tych chłopaków, o którym skrycie może marzyć każda z nas. Przystojny, czarujący i do tego dobrze wychowany, chociaż i on ma swoje ciemne strony - stara się do siebie przekonać każdą dziewczynę i zdarza mu się wrzucać wszystkie do jednego worka. Malwina to ładna i zdolna szesnastolatka, która zmaga się z wieloma kompleksami. Uważa, że jest za gruba, niewystarczającą zgrabna i powinna schudnąć, co doprowadza ją do naprawdę złego stanu psychicznego i fizycznego. Marynia jest tak słodka, zabawna i bystra, że nie sposób jej nie pokochać, a mama i tata to na tyle nietuzinkowe postacie, że jeszcze długo pozostaną w naszej pamięci. Barwni bohaterowie to ogromny plus całej historii, co sprawia, że ich życie śledzimy z rosnącym zainteresowaniem i nie jesteśmy w stanie oderwać się od lektury.
,,- Mamik, ja już wiem, co to jest fotosynteza - pochwaliła się Marysia, wyciągając bierkę za trzy punkty.
- No, cóż takiego? - zamruczała mama nieco niewyraźnie, miała bowiem zajęte usta.- To jest takie coś, że rośliny robią tlen. One to robią z wody i słońca.-O, dużo wiesz. A dlaczego one to robią? - Asia machinalnie włączyła się do bierek, wyciągając bezpieczną, za jeden punkt.- Nie zagniesz mnie - pochwaliła się Marynia nowym powiedzonkiem. - One to robią, bo mają taką barwinkę. Bo są zielone.- Chlorofil - podpowiedziała mama. - A zwierzęta? Też to umieją?- A nie, bo one nie są zielone - wyjaśniła Marynia.- A żaba? - chytrze zapytała mama.- A, żaba. To muszę się zastanowić. Twoja kolej."
Pani Ewa posługuje się prostym i bardzo lekkim językiem. O dziwo, wcale mi on nie przeszkadzał i barwny styl autorki jeszcze bardziej przekonał mnie do lektury. Dialogi są błyskotliwe, naturalne i często bardzo zabawne, a opisy nie nużą i nie przytłaczają swoją długością. Książka jest skierowana dla nastolatków i doskonale sprawdza się w takiej roli - czyta się ją szybko i bez żadnych trudności, a jednocześnie coś pozostaje w naszych głowach nawet po zakończeniu lektury.
,,Wszystko tylko nie mięta" nie jest książką, która mnie bezwarunkowo zachwyciła i czytałam w swoim życiu dużo lepszych pozycji, ale uważam, że to jedna z tych historii, które może nie zachwycają formą czy oryginalnością, ale bronią się realizmem opisywanych wydarzeń, barwnymi sylwetkami bohaterów oraz problemami, które poruszają. W prosty i nienachalny sposób pokazuje nam wyzwania, z jakimi wiąże się dorastanie oraz jak sobie z nimi radzić. Dla młodzieży i osób młodych duchem pozycja zdecydowanie obowiązkowa!
Od pojedynczej nitki do kłębka (,,Jedwabnik" Robert Galbraith)
Tytuł: ,,Jedwabnik"
Autor: Robert Galbraith (J.K. Rowling)
Tytuł oryginału: ,,The silkworm"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 475
Rok wydania: 2014
Tłumaczenie: Anna Gralak
Jakieś dwa lata temu cały literacki świat zelektryzowała wiadomość, że autorem świeżo wydanego kryminału o tajemniczym tytule ,,Wołanie kukułki" nie jest żaden Robert Galbraith, lecz ukrywająca się pod tym pseudonimem kobieta. I to nie żadna świeżynka w literackim świecie. Autorką tej dopiero zdobywającej popularność pozycji była bowiem sama Joanne Kathleen Rowling, osoba, która stworzyła nieśmiertelną w sercach tysięcy czytelników postać Harry'ego Pottera. Ja sama jestem ogromną fanką tej serii, dlatego wiedziałam, że nadejdzie dzień kiedy zapoznam się także z tą bardziej dorosłą twórczością Rowling. W końcu, gdy nadarzyła się sprzyjająca okazja sięgnęłam po ,,Jedwabnika", nie znając poprzedniej części cyklu - ,,Wołania kukułki". Czy żałuję przeczytania tej pozycji mojej ukochanej pisarki, czy może Jo po raz kolejny nie zawiodła moich oczekiwań? Zapraszam do lektury poniższej recenzji:
Wyobraź sobie, że jesteś autorem. W Twojej głowie natychmiast pojawia się wizja własnej postaci otoczonej wianuszkiem fanów cierpliwie oczekujących, aż podpiszesz swoim, powszechnie szanowanym, nazwiskiem ich egzemplarz Twojej bestsellerowej powieści. Zarabiasz krocie, w skutek czego wakacje na egzotycznej wyspie tylko we dwoje, razem z Twoją niezwykle piękną dziewczyną/atrakcyjnym chłopakiem to dla Ciebie żaden wydatek. W myślach już kreujesz swojego nowego bohatera, tworzysz kolejną, mającą podbić serca tysięcy czytelników, fabułę. Słowem: Życie pisarza to bajka. Ale czy aby na pewno?
Owen Quine mógł o sobie powiedzieć wiele, ale nie to, że na swoim pisarstwie zarabia dużo pieniędzy. Przeciwnie, jego skromne zarobki ledwo starczyły na utrzymanie niepracującej żony i córki i nie pozwalały im cieszyć się życiem w dostatku i dobrobycie. Jego dzieła, zaskakujące brutalnością, seksualnością i kontrowersyjnością nie cieszyły się specjalnym uznaniem czytelników, a do tego wszystkiego doszła jeszcze kłótnia z agentką literacką o nowe, dotychczas niepublikowaną powieść - ,,Bombyx Mori". Okazało się, że zawarte w niej były ujęte w obraźliwy, przewrotny i krytyczny sposób sylwetki znanych autorowi osób, bezpośrednio związanych albo z jego życiem osobistym albo zawodowym. Tuż po tej kłótni Quine znika, a po kilku dniach jego żona zgłasza się do prywatnego detektywa Cormorana Strike'a z prośbą o pomoc w jego odnalezieniu. Gdy w końcu odkryte zostaje ciało brutalnie zamordowanego pisarza przed Strike'm stoi nowe wyzwanie - musi poznać tożsamość mordercy, a jednocześnie udowodnić niewinność obciążonej licznymi oskarżeniami żony Owena. Czy mu się to uda? Zachęcam do lektury ,,Jedwabnika"!
,,My się nie kochamy. Kochamy wyobrażenie, jakie mamy o sobie nawzajem. Bardzo niewielu ludzi to rozumie albo jest w stanie się nad tym zastanowić. Ślepo wierzą w swoją moc tworzenia. W ostatecznym rozrachunku wszelka miłość jest miłością własną."
Tym co już na początku przykuło moją uwagę było precyzyjne i ciekawe ujęcie pracy wydawnictwa oraz agenta literackiego, a także promowania pisarzy i kreowania ich wizerunku. Autorka w sposób wciągający i nieszablonowy ukazuje nam jak wygląda świat pisarza od kulis - wszystkie jego zalety i wady, przewijającą się w tle zazdrość i rywalizację oraz rodzące się w tym środowisku konflikty i skandale. Zwraca nam także uwagę na starą i powszechnie znaną prawdę, że często dzieło jakiegoś twórcy staje się sławne dopiero po jego śmierci, najlepiej tragicznej. Wcześniej niedoceniany i wielokrotnie krytykowany Quine staje się po śmierci obiektem zainteresowania całej Wielkiej Brytanii, a jego powieść zyskuje rozgłos w całym Londynie. Dzięki prowadzonemu przez głównego bohatera śledztwu czytający ma szansę poznać wiele skandali, kontrowersji i problemów, do których może doprowadzić pisanie powieści oraz jej wydanie. Rowling kolejny raz zaskoczyła mnie swoim rzetelnym przygotowaniem, znajomością realiów świata przedstawionego w książce oraz umiejętnością trzymania czytelnika w napięciu. Gdy raz stałam się towarzyszką Cormorana i Robin w prowadzeniu śledztwa praktycznie nie mogłam oderwać się od ich przygód i perypetii. Przed lekturą towarzyszyły mi obawy, czy autorce udało się stworzyć powieść trzymającą w napięciu i wciągającą, jak pełnokrwisty kryminał. Teraz już wiem, że okazały się one całkowicie bezpodstawne, bowiem historia przedstawiona w ,,Jedwabniku" wciąga i nie pozwala odłożyć lektury do przeczytania ostatniej strony. Mnie trzeba było od tej książki odciągać siłą ;)
Za serce ujęli mnie również bohaterowie. Dawno nie czytałam o tak interesującym, a jednocześnie budzącym sympatię detektywie, jak Cormoran Strike. Mimo ciężkiej przeszłości, rozstania z narzeczoną i kalectwa stara się nad sobą nie użalać i konsekwentnie dąży do wykonania zadania, czyli odkrycia mordercy. Jego asystentka, Robin to młoda i bystra dziewczyna, która potrafi postawić na swoim, a jednocześnie jest wrażliwą i dobrą kobietą. Trwa przy swoim szefie i pomaga mu, pomimo sprzeciwu jej narzeczonego. Nie mogę też pominąć sprawnie wykreowanych, barwnych i plastycznych sylwetek reszty bohaterów, czyli potencjalnych morderców Quine'a. Są to ludzie niepozbawieni wad, własnych ograniczeń, tkwiących w nich gdzieś głęboko frustracji i rozczarowań. Dzięki nakreśleniu tak interesujących sylwetek postaci Rowling może bawić się z czytelnikiem do woli, podsuwając mu pod nos coraz to nowsze ślady i stawiając przed nim kolejnych podejrzanych. Próbowałam się domyślić tożsamości prawdziwego oprawcy, ale mimo moich usilnych starań pozostał on dla mnie zagadką aż do samego końca powieści. Z drugiej strony świadczy to o tym, że mamy do czynienia z dobrym i zaskakującym swoją nieprzewidywalnością kryminałem.
,,Kobiety poświęcały mnóstwo czasu, żeby pięknie wyglądać, ale nie należało w ich obecności przyznawać, że uroda ma znaczenie."
Zaletą może być też lekki i barwny styl autorki, która z łatwością tworzy przed naszymi oczami obrazy miejsc, w których toczy się akcja czy sylwetki i wygląd postaci. Opisy nie nudzą, a dialogi wypadają bardzo naturalnie - to wszystko sprawia, że po literach oraz słowach praktycznie się płynie, a kolejne strony przewracają się jak za dotknięciem magicznej różdżki (o, ironio...). Jedyną rzeczą, do której mogę się przyczepić to nierówne tempo akcji. Momentami Rowling zbytnio skupia się na szczegółach, co sprawia, że czytelnik może poczuć się znudzony i stracić zainteresowanie książką. Z drugiej strony ja określałam je jako "ciszę przed burzą", zwiastun nadchodzących, emocjonujących zwrotów akcji.
,,Jedwabnik" to książka, która od chwili wydania zbiera wiele naprawdę różniących się od siebie opinii. Niektórzy uważają, że Rowling nie powinna już tworzyć więcej powieści i oprzeć się na sukcesie, jaki odniósł ,,Harry Potter". Nie zgadzam się z nimi i uważam, że pisarka poraz kolejny udowodniła swój talent. ,,Jedwabnik" to dopracowana, ciekawa i niezwykle wciągająca historia z nieszablonowymi bohaterami, interesującym światem wydawniczym i makabryczną zbrodnią w tle. Dla miłośników dobrego kryminału jest to pozycja wręcz obowiązkowa. Polecam!
Bóg nigdy nie przegapi naszych narodzin...(,,Bóg nigdy nie mruga" Regina Brett)
Tytuł: ,,Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu"
Autor: Regina Brett
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 309
Rok wydania: 2012
Tłumaczenie: Olga Siara
Czy czułeś się kiedykolwiek porzucony i niedoceniany nie tylko przez najbliższych, ale też przez cały ogromny świat? Miałeś wrażenie, że od momentu Twoich narodzin sprawy przybrały zdecydowanie gorszy obrót, a całe Twe życie to ciąg niefortunnych wypadków i przypadków? A może gdzieś z tyłu, w Twojej głowie pojawiła się myśl, że gdy się rodziłeś Bóg akurat mrugnął i całkowicie je przegapił? Jeśli tak, to właśnie znalazłeś idealną książkę dla siebie.
Ponoć nagłe decyzje bardzo często rządzą naszym życiem. Gdyby nie właśnie chwilowy impuls prawdopodobnie nigdy nie kupiłabym zebranych w jednym tomie pięćdziesięciu felietonów autorstwa Reginy Brett. Na szczęście jedno spojrzenie na stos przecenionych książek i wyłapanie wśród nich jadowicie niebieskiej okładki załatwiło sprawę. Teraz wiem, że nie powinnam tego żałować, bo to jedne z lepiej wydanych pieniędzy w moim życiu. Te krótkie teksty stały się swoistym balsamem na duszę moją i mojej siostry. Tego właśnie potrzebowałam - pocieszenia, dobrych rad i zapewnienia, że zawsze czuwają przy mnie Bóg i bliskie mi osoby.
Regina Brett to współczesna dziennikarka i pisarka. Urodziła się w 1956 roku w stanie Ohio. Publikuje felietony w dzienniku ,,Plain Dealer", uzyskała także dyplom licencjacki w zakresie dziennikarstwa oraz tytuł magistra religioznawstwa. Pisaniem felietonów zajmuje się od 1994 roku. Liczne z nich doczekały się wyróżnień i nagród. Podstawą prac Pani Brett są jej własne przeżycia oraz losy bliskich jej osób. Sama autorka wygrała wyniszczającą walkę z nowotworem piersi, udało jej się też wychować przedwcześnie narodzoną córkę. ,,Bóg nigdy nie mruga" to jej pierwsza książka.
,,To wybór,a nie przypadek, decyduje o twoim przeznaczeniu. Sam musisz zdecydować, ile jesteś wart, jaką odgrywasz rolę w świecie i w jaki sposób nadajesz mu sens.Nikt inny nie dysponuje tym, co ty-twoim zestawem talentów, pomysłów, zainteresowań. Jesteś oryginalnym egzemplarzem.Arcydziełem."
Każdy z nas niejednokrotnie czuł się samotny, opuszczony przez cały świat i pozbawiony jakiejkolwiek radości. Wydawało się nam okropne, że życie ciągle się toczy, mimo, że nasze coraz bardziej chwieje się w posadach, a my sami tracimy grunt pod nogami. Zazdrościliśmy nie tylko rodzeństwu, krewnym, naszej sympatii, ale nawet sąsiadom z domu za rogiem. Nie mogliśmy pogodzić się z naszymi problemami, podczas gdy inni mogli cieszyć się spokojnym i szczęśliwym życiem. Jednak tak naprawdę w życiu każdego z nas czasem zachodzi słońce i każdemu przytrafia się coś złego. Małe tragedie kształtują nas. Sprawiają, że stajemy się silniejsi. Dodają energii i zapału do dalszej pracy i rozwoju. To właśnie one budują nas, ludzi. A po każdej burzy wschodzi słońce. Otacza swoimi promieniami i przynosi szczęście oraz ciepło. Bóg zawsze przy nas jest i nigdy nie daje nam więcej niż jesteśmy w stanie znieść, a to co nas nie zabije wzmocni nas.
http://www.reginabrett.com/about-regina/
Nie spodziewałam się, że lektura ,,Bóg nigdy nie mruga" stanie się dla mnie źródłem tak dużej przyjemności. Przeciwnie, mimo wielu pozytywnych opinii biorąc książkę do ręki miałam zdecydowanie mieszane uczucia. Towarzyszyły mi obawy o to, czy polubię taką specyficzną formę literacką, jaką są felietony i czy rady oraz styl autorki przypadną mi do gustu. Okazało się, że wszystkie były bezpodstawne, bowiem w tym zbiorze Pani Brett ukazała swój dziennikarski kunszt: każda z lekcji jest raczej krótka, ale przekazuje nam wszystko to, czego potrzebujemy by znaleźć ukojenie chociaż na chwilę. Ta książka to naprawdę ogromny zastrzyk pozytywnej energii, wiary nie tylko w Boga, ale i w ludzi oraz nadziei, której nigdy nie powinniśmy tracić. Czyta się ją z dużym zaangażowaniem, czasem wywołuje w nas śmiech innym razem zdziwienie czy wzruszenie, ale ostatecznie nie pozostajemy jej obojętni. Co ważne, pisarka unika szablonowego podejścia do kwestii wiary i Kościoła. Pokazuje nam, że Bóg nie kocha nas tylko z powodu naszych zalet czy pomimo naszych wad, ale przede wszystkim dlatego, że jesteśmy sobą. Człowiekiem. Istotą stworzoną na Jego podobieństwo.
,,Nieważne, co ci się przytrafia, ważne,jak to wykorzystasz.Życie przypomina grę w pokera.Nie masz wpływu na to, jakie dostaniesz karty- ale tylko od Ciebie zależy, jak rozegrasz partię."
,,Pięćdziesiąt lekcji na trudniejsze chwile w życiu" to jednocześnie zebrana w formie krótkich i ciekawych felietonów nauka o tym, jak można zmienić swoje życie i dążyć do osiągnięcia szczęścia ciała i umysłu. Dzięki ciepłemu i emocjonalnemu ukazaniu czytelnikom przeżyć osobistych oraz historii bliskich sobie osób Reginie Brett udało się stworzyć zbiór krótkich historii, które w prosty sposób mogą zmienić nasze spojrzenie na świat, poprawić samopoczucie czy skłonić do działania na rzecz siebie i innych. Nie unika trudniejszych tematów, ale porusza je w sposób delikatny i subtelny, co sprawia, że w sercu czytającego rodzi się nadzieja, że nawet nowotwór nie jest jednoznaczny z nieodwołalnym wyrokiem śmierci, a i ta może być dobra i spokojna, jeśli przeżyjemy nasze życie w dobry sposób. Za serce ujęło mnie pióro Pani Brett - język jest prosty, a książka napisana niezwykle lekko i przystępnie. Chociaż z reguły wybieram bardziej wymagające warsztatowo lektury, to tutaj jestem zdania, że doskonały przekaz, poczucie humoru i ciepło w ,,Bóg nigdy nie mruga" nie potrzebują skomplikowanego, przesyconego licznymi metaforami oraz innymi środkami stylistycznymi języka. Osobiście jestem w pełni usatysfakcjonowana warsztatem pisarki i czekam na jeszcze więcej jej prac. Lekcje i felietony w jej wykonaniu są dla mnie naprawdę fantastyczne!
,,Jeśli o nic nie prosisz, niczego nie dostaniesz. Więc proś. Czasem usłyszysz "tak", czasem "nie". Ale jeśli nawet nie zapytasz, odpowiedź zawsze brzmi "nie". Sam jej sobie udzieliłeś."
Zdaję sobie sprawę, że ta książka może w Was wzbudzić mieszane uczucia. Niektórzy będą się wzdrygać przed pojawiającym się nie tylko w tytule Bogiem, innym może przeszkadzać forma, którą zastosowała autorka. Zapewniam jednak, że to doskonały antydepresant, balsam na zmęczoną duszę i dająca do myślenia ciepła lektura, która w prosty i zrozumiały dla każdego sposób przekazuje nam wiele cennych prawd i rad oraz uczy, by zawsze mieć nadzieję i wierzyć w siebie oraz innych. Skończyłam tę książkę w niecałe dwa dni (a byłam dosyć mocno zabiegana) - to już o czymś świadczy. Jeśli czujesz, że właśnie przechodzisz ciężkie chwile, sięgnij po ,,Bóg nigdy nie mruga"! Jestem pewna, że znajdziesz w niej ukojenie.
|
Patrz na nie! Ono słyszy...(,,Ono" Dorota Terakowska)
O tym jak szatan odwiedził Moskwę (,,Mistrz i Małgorzata" Michaił Bułhakow)
Są książki, z którymi ciężko się zmierzyć. Są powieści, o których trudno pisać, zwłaszcza recenzje. Zazwyczaj są to klasyki, pozycje, które obrosły już legendą; powszechnie uważane są za dzieła genialne, wartościowe i pozbawione wad. Jedną z takich książek jest również ,,Mistrz i Małgorzata" Michaiła Bułhakowa. Jak wypadło moje spotkanie z tą powieścią? Zapraszam do przedstawionej poniżej opinii.
http://ecsmedia.pl/c/mistrz-i-malgorzata-b-iext7087890.jpg |
,,Mistrz i Małgorzata" to pierwsza pozycja z literatury rosyjskiej, z którą miałam przyjemność się zapoznać. Zazwyczaj sięgam po powieści angielskie, amerykańskie lub hiszpańskie, natomiast o prozie rosyjskich gigantów, jak właśnie Bułhakow, Dostojewski czy Tołstoj tylko słyszałam. W końcu uznałam, że nie ma sensu dłużej odkładać spotkania z rosyjskimi pisarzami. Na pierwszy ogień poszedł Michaił Bułhakow i jego najsłynniejsze dzieło, którego analizy podejmowali się już najwięksi eksperci, najlepsi literaci - ,,Mistrz i Małgorzata". Od razu mogę powiedzieć, że spotkanie to zaowocowało tym, że nabrałam ogromnej ochoty na poznanie innych dzieł zza naszej wschodniej granicy i z coraz większą ochotą spoglądam w stronę spoczywającego na moim stosie opasłego tomiszcza, ,,Zbrodni i Kary" Dostojewskiego. Ale za nim o moich wrażeniach, najpierw krótko o całej historii...
,,– To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.(...)
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus."
Lata 30. XX wieku, Moskwa. Po Patriarszych Prudach przechadza się para mężczyzn: młody poeta Iwan Nikołajewicz Bezdomny oraz literat i przewodniczący organizacji literackiej MASSOLIT Michał Aleksandrowicz Berlioz. Rozmawiają o postaci Jezusa Chrystusa i o tym jak powinno się go przedstawiać w literaturze i wszelkiego rodzaju sztuce. Obaj panowie są zagorzałymi ateistami i stanowczo zaprzeczają podstawom religii chrześcijańskiej. W tym momencie do dyskusji wtrąca się ktoś jeszcze - tajemniczy, wysoki mężczyzna wyglądający na cudzoziemca, choć sprawnie posługujący się rodzimym językiem pisarzy. Utrzymuje on, że Jeszua istnieje i że widział go na własne oczy podczas przesłuchania u Poncjusza Piłata. Potem przepowiada śmierć Michała Aleksandrowicza pod kołami tramwaju. Literaci zgodnie uznają go za mało szkodliwego wariata, ale wszystko się zmienia kiedy Berlioz odchodząc, ślizga się na rozlanym oleju i wpada pod nadjeżdżający tramwaj, dosłownie tracąc głowę. Okazuje się, że to dopiero początek szalonej wizyty diabła i jego kompanii w Moskwie. Wizyty, która wywrze ogromny wpływ nie tylko na Iwana i setki innych mieszkańców, ale też na tytułowych Mistrza i Małgorzatę - nieszczęśliwą parę kochanków, którzy zostali rozdzieleni i nie ma dla nich praktycznie żadnej nadziei...
,,Któż to ci powiedział, że nie ma już na świecie prawdziwej, wiernej, wiecznej miłości? A niechże wyrwą temu kłamcy jego plugawy język!"
Michaił Afanasjewicz Bułhakow był znanym rosyjskim pisarzem i dramaturgiem. Zmarł w 1940 roku w Moskwie, pozostawiając potomnym trzy powieści, z których największą sławą cieszy się jedno z najważniejszych dzieł XX wieku - ,,Mistrz i Małgorzata"; liczne sztuki teatralne oraz opowiadania.
Z każdą kolejną przewracaną stronicą ,,Mistrza i Małgorzaty" przenosiłam się do zupełnie innego świata. Wkraczałam na tereny Moskwy na kilka lat przed wybuchem wojny, miasta potężnego, zapierającego dech w piersi swoim ogromem, a jednocześnie pełnego hipokryzji, kłamstw i niewiary, prowadzących stopniowo do upadku. Michaił Bułhakow w sposób błyskotliwy, niebanalny i nieco humorystyczny w krzywym zwierciadle ukazuje nam postawę typowych mieszkańców tego miasta ponad osiemdziesiąt lat temu. W czasie czytania napotkamy między innymi człowieka zniewolonego władzą pieniądza; kilku zatwardziałych ateistów i krytyków literackich wyśmiewających się z rzekomej naiwności osób wierzących, a nawet kwestionujących wartość książki opisującej losy kluczowych biblijnych postaci czy jednego z pisarzy udającego, że jest kimś innym niż w rzeczywistości i ukrywającego swoją prawdziwą twarz. Za pomocą wszechobecnej ironii, sarkazmu, satyry i groteski wylewających się ze stron powieści autor kreuje przed czytelnikami gorzką, bolesną, a zarazem prawdziwą wizję postaw ludzkich i związanych z nimi problemów. Nie dziwię się jednak władzom rosyjskim, które przez długi czas zakazywały wydawania i czytania tej książki - jest ona też swego rodzaju satyrą na ówczesne władze i system komunistyczny, w prześmiewczy sposób krytykuje rządzących i ich metody (nagłe zniknięcia, donosy itp.). Powieść ma wydźwięk kontrowersyjny także ze względu na przedstawione w niej treści religijne, w znaczący sposób odbiegające od tych znanych powszechnie z Pisma Świętego. Niektórzy krytycy nie bali się nawet określać dzieła życia Bułhakowa mianem powieści bluźnierczej i kwestionującej powszechnie cenione wartości. W związku ze swą kontrowersyjną i krytykującą ZSRR wymową w Polsce ,,Mistrza i Małgorzatę" po raz pierwszy wydano w 1969 roku w przekładzie Witolda Dąbrowskiego i Ireny Lewandowskiej. Właśnie w tym tłumaczeniu jest przeczytany przeze mnie egzemplarz.
,,Tak, człowiek jest śmiertelny, ale to jeszcze pół biedy. Najgorsze, że to, iż jest śmiertelny, okazuje się niespodziewanie, w tym właśnie sęk!"
Bułhakow jest dla mnie mistrzem i geniuszem w tworzeniu żywych, plastycznych, pełnokrwistych i realnych sylwetek bohaterów. Każdy z nich ma swoje słabe i mocne strony, wady i zalety, żaden z nich nie różni się zbytnio od osób, które mijamy codziennie przechodząc ulicami, a jednocześnie wciąż potrafią nas zaskoczyć. Niektóre ich postawy i zachowania zostały przez autora nieco przerysowane, ale idealnie współgrają z satyrycznym i groteskowym charakterem całej powieści. Dzięki zabiegom pisarza dostrzegamy także, jak duży wpływ na innych może mieć z pozoru błahe i nieistotne wydarzenie. Moimi ulubionymi postaciami jest diabeł Woland i jego świta: wiecznie żarłoczny, ogromny kot Behemot niejednokrotnie rozśmieszający mnie do łez; chytry, drobny i przebiegły jak lis Koriowow; niepokorna rudowłosa wiedźma Hella oraz burkliwy wyborny morderca Azazel. Nieraz śmiałam się głośno, widząc poczynania szalonego kota i jego przyjaciela Koriowowa czy śledząc ich kłótnie. Jeśli chodzi o tytułowych Mistrza i Małgorzatę to niewiele ustępują diabelskiej świcie i również stanowią interesujący duet postaci. Mistrz jest uosobieniem twórcy stłamszonego i zmiażdżonego przez bezwzględną krytykę chciwych recenzentów. Długie miesiące spędzał nad pisaniem kolejnych stron swojego dzieła, które później potraktowano jak śmieć, wyłącznie z powodu jego tematyki. W skutek tego przeżycia stopniowo traci zmysły, mimo wierności i miłości swojej kochanki - Małgorzaty. Sama główna bohaterka to kobieta trzydziestoletnia, mająca męża, do którego nic już nie czuje, poza szacunkiem. Od tragicznego rozstania z Mistrzem nie może ponownie znaleźć szczęścia, a życie staje się dla niej pasmem cierpień i niepowodzeń.
,,Zrozumcie, że język może ukryć prawdę, ale oczy - nigdy! Ktoś wam zadaje niespodziewane pytanie, nie zdradzacie się nawet drgnieniem, błyskawicznie bierzecie się w garść i wiecie, co należy powiedzieć, żeby ukryć prawdę, i wygłaszacie to niezmiernie przekonywająco, i nie drgnie na waszej twarzy żaden muskuł, ale - niestety - spłoszona pytaniem prawda na okamgnienie skacze z dna duszy w oczy i już wszystko stracone."
Kolejną zaletą ,,Mistrza i Małgorzaty" jest jej wielopłaszczyznowa fabuła, ukazująca czytelnikowi wiele różnorodnych i interesujących wątków. Szczególną uwagę zwraca swoisty misz-masz gatunków zastosowany przez autora. W książce występują elementy powieści kryminalnej, satyry, powieści przygodowej, baśni, romansu oraz przypowieści biblijnej. Tocząca się na dwóch płaszczyznach czasu i miejsca akcja niejednokrotnie zaskakuje i wprawia w zdumienie nawet doświadczonego i zaznajomionego z różnymi sztuczkami czytelnika. Śledzimy zarówno wątek dziejący się we współczesnej autorowi Moskwie i poczynania Wolanda i jego towarzyszy, jak i losy Poncjusza Piłata i skazanego na śmierć Jeszui Ha-Nocri w zgrabny i nietuzinkowy sposób ukazujący dylematy ludzkie, czyli nasz chleb powszedni. Ile razy mamy problem ze stwierdzeniem czyjejś niewinności lub winy? I tak naprawdę nigdy nie dowiemy się, co jest prawdą, a co jedynie ułudą...
,,Kryje się coś niedobrego w mężczyznach, którzy unikają wina, gier, towarzystwa pięknych kobiet i ucztowania. Tacy ludzie albo są ciężko chorzy, albo w głębi duszy nienawidzą otoczenia."
Powieść okraszona jest specyficznym językiem. Styl pisania Bułhakowa nie jest bardzo skomplikowany, ale partie opisowe są rozbudowane, co dla wielu czytelników może stanowić problem. Dla mnie najbardziej mistrzowskie pozostają pełne humoru i ironii inteligentne dialogi, opisy emocji targających bohaterami i przede wszystkim dziejących się za sprawą tajemniczych gości z innego świata absurdalnych i z pozoru niemożliwych wydarzeń. Uważam, że dla osób zaczynających przygodę z klasyką język autora może być jedną z zalet powieści, bo w porównaniu z osławionym (chociaż wciąż przeze mnie niepoznanym) Proustem książkę czyta się szybko, sprawnie i bez większych trudności, mimo, że nie brak w niej różnych metafor i zabiegów stylistycznych.
,,Bądź tak uprzejmy i spróbuj przemyśleć następujący problem - na co by się zdało twoje dobro, gdyby nie istniało zło, i jak by wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły cienie? Przecież cienie rzucają przedmioty i ludzie. Oto cień mojej szpady. Ale są również cienie drzew i cienie istot żywych. A może chcesz złupić całą kulę ziemską, usuwając z jej powierzchni wszystkie drzewa i wszystko, co żyje, ponieważ masz taką fantazję, żeby się napawać niezmąconą światłością? Jesteś głupi."
Kochany czytelniku, jeżeli czujesz się na siłach, by wkroczyć do przedwojennej Moskwy i podążać śladami nieprzewidywalnego Wolanda i jego równie niepokornej świty nie pozostaje mi nic innego niż zachęcenie cię do zabrania się za ,,Mistrza i Małgorzatę". To powieść wybitna, nie bez powodu określana mianem arcydzieła. Można ją interpretować na tysiąc różnych sposobów, doszukiwać się tysiąca symboli, nawiązań i dygresji, a nade wszystko czerpać ogromną przyjemność i satysfakcję z lektury. Szczerze polecam absolutnie wszystkim, ale pragnę przestrzec osoby wierzące: przedstawiony w ,,Mistrzu i Małgorzacie" wątek religijny znacząco odbiega od znanej nam z Pisma Świętego wersji i może obrazić wasze uczucia religijne (mimo to moich nie obraziło, a jestem osobą wierzącą).
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)