Kiedy sekrety wychodzą na jaw...(,,Wstyd" Rachel Van Dyken)

http://www.empik.com/wstyd-dyken-rachel-van,p1110406537,ksiazka-p

Tytuł: ,,Wstyd"
Autor: Rachel Van Dyken
Tytuł oryginału: ,,Shame"
Wydawnictwo: Feeria Young
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 359
Tłumaczenie: Jarosław Irzykowski

Wstyd to uczucie znane każdemu. Ile już razy musieliśmy ukrywać pod płaszczem zaczerwienioną twarz, uciekać przed konsekwencjami swoich błędów czy, jak przysłowiowy struś, czym prędzej chować głowę w piasek. Człowiek jest stworzony po to by dokonywać nie tylko czynów wzniosłych i godnych pochwały, ale też takich, które nawet za kilkadziesiąt lat będą budziły nasz niesmak. Popełniać błędy to rzecz ludzka, ale co jeśli to one determinują nasze istnienie, a przeszłość ciągnie się za nami, zataczając coraz niebezpieczniejsze koła? Czy możemy, ot tak, wymazać swoje wstydliwe wspomnienia z pamięci i zacząć żyć od nowa? Na te pytania bardzo trudno znaleźć odpowiedź, chociaż odnoszę wrażenie, że lektura ,,Wstydu" może to zadanie nieco ułatwić...

Young i New Adult to gatunki przeżywające ostatnimi czasy swój renesans. Na rynku powieści dla młodzieży zastąpiły już nieco przestarzałe romanse paranormalne i od paru lat z powodzeniem podbijają serca nastolatek. Zazwyczaj opiewają pierwsze uczucie i opisują trudności z jakimi musi zmierzyć się para głównych bohaterów, zanim osiągnie szczęście i spełnienie. Dotychczas pozostawałam obojętna na tego rodzaju historie, ale gdy nadarzyła się sprzyjająca okazja do przeczytania jednej powieści z tego nurtu, nie mogłam odmówić. Z tego miejsca chciałabym serdecznie podziękować Cyrysi z bloga Literacki świat Cyrysi - dzięki wygranej w konkursie na Jej blogu mogłam zapoznać się ze ,,Wstydem" i przekonać się, że nie takie New Adult straszne, jak je malowałam :) Ale może lepiej zacznę od początku, bo tekst staje się nieco chaotyczny.

Ona - Lisa to piękna, młoda dziewczyna, która właśnie staje przed jednym z najważniejszych wyborów w swoim życiu. Ma właśnie zacząć studia i planuje, przy pomocy oddanych przyjaciół, całkowicie odciąć się od swej przeszłości, naznaczonej bólem i cierpieniem. Niestety, jej starania, by zapomnieć o toksycznym związku z dawnych lat, brutalnie zderzają się z rzeczywistością, a kiedy dziewczynę zaczyna śledzić i prześladować nieznanej tożsamości stalker, Lisa nie jest w stanie ukryć swojego przerażenia. Czy przyjaźń i nowe, rodzące się uczucie będą w stanie wymazać z jej pamięci okrutne wspomnienia?

On - Tristan jest przystojnym, młodym mężczyzną, który pod zasłoną doskonałego zorganizowania i inteligentnego, lekko drwiącego uśmiechu również skrywa swój sekret i prawdziwy cel, którym jest rozwiązanie tajemnicy sprzed lat. Kiedy, obejmując posadę profesora na Wydziale Psychologii, zderza się z Lisą, pewne może być tylko jedno - od tego dnia nic już nie będzie takie samo...

Nie spodziewałam się, że lektura ,,Wstydu" okaże się tak miłym i interesującym doświadczeniem, wręcz przeciwnie oczekiwałam znacznie bardziej schematycznej i banalnej, romantycznej historii. Tym czasem otrzymałam wciągającą praktycznie od pierwszych stron, w lekki i nieszablonowy sposób poruszającą trudne tematy, powieść. Jestem zadowolona zarówno z rozwoju akcji, jak i zakończenia, które naprawdę bardzo mi się podobało i całkiem zgrabnie zamknęło całą historię. Oczywiście, książka ma też kilka wad, jedną z nich jest z pewnością pewna przewidywalność i naiwność, zwłaszcza w części dotyczącej rodzącego się między parą głównych bohaterów uczucia. Kilka razy miałam ochotę porządnie potrząsnąć tą dwójką, by w końcu wzięli się w garść i poważnie rozważyli, to co ich łączy. Zamiast tego spotykali się ze sobą, by później kłócić się i wzajemnie unikać. Niby zdawali sobie sprawę z tego, jak nawzajem się ranią, ale wciąż powtarzali ten sam ciąg zachowań, nie zważając na swoje prawdziwe uczucia.

Tym, co bardzo mi się spodobało, były fragmenty z dziennika Taylora, byłego chłopaka Lisy i sprawcy całej tragedii. Jego słowa wywierały na mnie ogromne wrażenie, a świadomość, jak daleko można się posunąć, by kogoś upodlić głęboko mnie poruszała. Strony z pamiętnika stanowiły nie tylko wprowadzenie do właściwej, toczącej się w danym rozdziale akcji, ale też same tworzyły pewną historię - swoiste stadium przypadku osoby chorej psychicznie i całkowicie pogrążonej w swoim szaleństwie. Ich brutalność czy bijący z nich chłód naprawdę mnie przytłaczały i kilka razy zmusiły do zastanowienia nad tym, że w każdym z nas tkwi pewna doza szaleństwa, która tylko czeka na nadarzającą się okazję.

Sylwetki postaci były zarysowane sprawnie, chociaż uważam, że autorka nieco przesadziła, kreując praktycznie każdą męską postać na niezwykle błyskotliwą i przystojną. Rozumiem prawa, które rządzą tego typu literaturą i zgadzam się, ze każda kobieta bez względu na wiek lubi czasem poczytać o takich idealnych mężczyznach, ale przez to bohaterowie męscy tracili nieco ze swojej indywidualności. Z drugiej strony jednak polubiłam Tristana, który naprawdę zdobył moje serce i jednocześnie nieznośnie irytował. Intrygowała mnie jego mania do szufladkowania i katalogowania każdej, nawet najmniejszej rzeczy oraz pozorny chłód, połączony ze zdolnością do błyskotliwej analizy zachowania innych. Lisa, wbrew moim obawom, okazała się być bohaterką na tyle zaradną i rozsądną, że poza krótkimi momentami praktycznie mnie nie irytowała, a z czasem przekonałam się do niej i byłam w stanie zrozumieć jej uczucia i dawne postępowanie. 

Cała historia została opisana lekkim i prostym językiem. Dla mnie był on momentami zbyt prosty, a duża liczba kolokwializmów nieco mnie raziła, ale myślę, że dla wielu młodych osób tak barwny i lekki sposób prowadzenia akcji okaże się zaletą. Podobały mi się za to sceny napięcia rozgrywające się pomiędzy dwójką głównych bohaterów - ich dyskusje naprawdę bawiły, były pikantne i pełne podtekstów, a co więcej wywoływały na mojej twarzy szeroki uśmiech.

,,Wstyd" okazał się być naprawdę miłą niespodzianką i pierwszym spotkaniem z nowym gatunkiem. Dzięki lekkiemu językowi, zgrabnie poprowadzonej akcji i pełnemu napięcia romansowi może zawrócić w głowie każdej czytelniczce, a co więcej pod warstwą lekkości i pewnej przewidywalności kryje się kilka wartości dotyczących nas samych. Nie jest to książka, która mnie zachwyciła, ale będę ją ciepło wspominać i zapewniam, że już znalazła na mojej półce odpowiednie miejsce :)
 

Każdy ma swoją zieloną milę (,,Zielona mila" Stephen King)


Tytuł: ,,Zielona mila"
Autor: Stephen King
Tytuł oryginału: ,,The green mile"
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 413

Każdy mól książkowy napotyka w swoim życiu taką powieść. Powieść, która dogłębnie go porusza. Sprawia, że świat w niej przedstawiony staje się nam równie bliski, a nawet bliższy niż szara rzeczywistość za oknami. Taka, którą czytamy z zapartym tchem i niedowierzaniem, by tuż po przewróceniu ostatniej strony nabrać ochoty na napisanie kilku ostrych słów do autora, który tak dotkliwie złamał nam serce swoją decyzją. Ja sama spotkałam już kilka takich książek i myślę, że w ich poczet z powodzeniem zaliczyć się może również ,,Zielona mila" - powieść znanego głównie ze znakomitych horrorów Stephena Kinga.

Autor, znany głównie z niezwykle popularnych i faktycznie mrożących krew w żyłach tytułów, takich jak ,,Lśnienie", ,,To", ,,Ręka mistrza" czy ,,Miasteczko Salem", napisał powieść obyczajową z elementami psychologicznymi i nadprzyrodzonymi, a co więcej zrobił to w tak zgrabny i przemyślany sposób, że ,,Zielona mila", mimo tego, że opowiada przede wszystkim o problemach Stanów Zjednoczonych w latach 30. XX wieku, wciąż zachwyca i porusza tysiące nowych czytelników na całym globie. A jak właściwie zaczyna się cała ta historia i o czym opowiada? Zapraszam do akapitu poniżej.

Paul Edgecombe pracuje na bloku E w stanowym więzieniu Cold Mountain w stanie Luizjana. Blok ten jest zwany także ,,blokiem śmierci", bo zamieszkują go oczekujący na śmierć na krześle elektrycznym. Są to najgorsi przestępcy, którzy mordowali, gwałcili, palili i grabili, pozornie bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Gdy pewnego dnia mury więzienia i zamknięte drzwi bloku E przekracza olbrzymi, czarnoskóry John Coffey, nic już nie będzie takie samo. Wiecznie zamyślony i niezwykle łagodny mężczyzna został uznany za winnego śmierci i gwałtu dwóch niewinnych dziewczynek, a jego sytuacji nie poprawia wcale powszechna dyskryminacja i uprzedzenie dla ludzi o odmiennym kolorze skóry. A kiedy na jaw wychodzą jego niezwykłe zdolności, a czas mierzony jest w dniach pozostałych do egzekucji, tylko jedna rzecz jest pewna: to nie jest czas na przyjaźń rodzącą się pomiędzy strażnikiem i więźniem; mordercą, a prawym obywatelem. Ale z historii wiemy już, że to piękne uczucie potrafi zrodzić się we wszelkich, nawet najbardziej ku temu niesprzyjających okolicznościach...

,,Zielona mila" to książka, która na kilka dni pozwoliła mi wkroczyć w mury więzienia stanowego w latach 30. XX wieku. Była to podróż niezwykła i fascynująca, a swoją formą przypominała mi zasłyszaną, opowiedzianą niegdyś przez dziadka siedzącego w fotelu przy kominku, opowieść. Nieco nostalgiczna. Przepełniona goryczą, ale również sączącym się z tych czterystu stron spokojem. Mimo niezwykle smutnej i poruszającej historii, autor unika sztucznego tragizmu i nadmiaru ckliwości, co sprawia, że książka nie powoduje u czytającego przewracania oczami, lecz autentycznie wzrusza i skłania do refleksji. W trakcie lektury i jeszcze parę dni po przewróceniu ostatniej strony zastanawiałam się nad sensem istnienia i ciągłego stosowania kary śmierci. Czyż wybaczanie nie jest naszym największym obowiązkiem? Przecież skazując na śmierć, w nawet najbardziej humanitarny sposób, stajemy się tak naprawdę katami i mordercami. Ale czy skazani nie są potworami w ludzkiej skórze, którzy nie wahali się przed dokonaniem największych zbrodni? Pytania wciąż namnażają się w mojej głowie, pomimo tego, że problem stosowania kary śmierci nie dotyczy bezpośrednio naszego kraju (w Polsce najwyższą i najsurowszą karą jest dożywocie), jest natomiast jednym z najbardziej kontrowersyjnych przepisów w Stanach.

Tym, co bardzo mi się spodobało podczas lektury, było sprawnie i interesująco skonstruowane tło - nie przyćmiewało ono głównej historii, wokół której toczyła się akcja, lecz stanowiło dobre dopełnienie powieści. Pozwoliło chociaż trochę zagłębić w codzienne życie mieszkańców Luizjany w dwudziestoleciu międzywojennym, a także poznać procedury i zasady rządzące stanowymi więzieniami ponad osiemdziesiąt lat temu. King nie ukrywa, że ,,Zielona mila" jest trochę ubarwioną wizją bloku śmierci, ale całą akcję dziejącą się właśnie na tych kilkunastu metrach dzielących skazańców od tak zwanej ,,Starej Iskrówy" wykreowano z tak dużym wyczuciem, że wcale nie jest to dużą niedogodnością. Mimo, że powieść jest swego rodzaju gawędą głównego bohatera i powieścią o jego życiu i pracy na przestrzeni wielu lat i brak w niej większych momentów zaskoczenia czy rosnącego napięcia, to dzięki sprawnemu posługiwaniu się słowem pisanym i starannie odmalowanym postaciom książkę wręcz się pochłania (co nie jest w stu procentach bezpieczne, biorąc pod uwagę jak wiele strun we mnie poruszyła).

Jak zwykle u Kinga, zainteresowały mnie postacie. Są nakreślone zaskakująco naturalnie, niepozbawione słabości i popełniające błędy. W swoim życiu błądzą tak jak my, mają wątpliwości i muszą zmierzyć się z licznymi problemami. Dużą sympatię wzbudził we mnie Paul, bohater będący także narratorem całej historii. Z każdą stroną coraz lepiej go poznawałam i przekonywałam się, że mimo swojej pracy jest naprawdę dobrą i wartościową osobą. A jego przyjaźń z ogromnym i pogodnym Coffey'em całkowicie poruszyła najtwardsze struny mojego serca. Przyjaciele i współpracownicy Paula to również sylwetki warte zapamiętania i uwagi. Całkowicie przeczący swojemu przezwisku Brutal, drobny i nieśmiały Harry oraz rozsądny Dean naprawdę chwytali mnie za serce. A czarne charaktery również nakreślone zostały w przekonujący i barwny sposób, co sprawiało, że ich postępowanie wywoływało we mnie autentyczną złość i sprzeciw.

Autor posługuje się barwnym i prostym językiem tak umiejętnie, że bez wzniosłych i patetycznych zagrań potrafi wzbudzać w czytelniku wiele emocji. Pisze lekko, sprawnie i swoimi słowami kreuje naprawdę niezwykłe obrazy. Nie brak tu sztandarowego dla Kinga gawędziarstwa, ale mnie, jako osobie lubiącej klimat nostalgicznej podróży do lat młodości, wcale to nie przeszkadzało, a przeciwnie, jeszcze spotęgowało zadowolenie płynące z lektury.

Jeżeli szukacie historii, która złamie Wam serce i co więcej, skłoni do refleksji i zastanowienia nad człowiekiem, jego słabościami i sensem stosowania kary śmierci, to ,,Zielona mila" stanie się dla Was lekturą idealną. To poruszająca, starannie napisana powieść, która pozwoli Wam zagłębić się nie tylko w klimat lat 30., ale także w duszę człowieka. Szczerze polecam!

A co, jeśli jesteśmy tylko kropką we wszechświecie...(,,Wyspa" Joanna Miszczuk)

http://www.proszynski.pl/Wyspa-p-33509-.html

Tytuł: ,,Wyspa"
Autor: Joanna Miszczuk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 429

Uważamy się za władców świata i panów życia i śmierci. Mamy siebie za najmądrzejszych, najlepszych i najpiękniejszych w całym wszechświecie. Rościmy sobie prawa do wszystkiego, co piękne i cenne. Grabimy, niszczymy i zabijamy - ponoć dla większego dobra, a tak naprawdę tylko dla zaspokajania własnych żądz. Tak często poruszamy tematy tolerancji i wzajemnego szacunku, by zaraz zostały one zastąpione wymierzoną w bliźniego pięścią. Myślimy, że może kiedyś żyłoby się nam lepiej, ale zapominamy o jednej z najważniejszych prawd: Człowiek może być potworem bez względu na epokę, w której żyje. Okrucieństwo ewoluuje, ale nigdy nie znika. A co jeśli nie jesteśmy sami we wszechświecie? Zapraszam do lektury ,,Wyspy" autorstwa Joanny Miszczuk.

Rok 1964, Paryż. W szpitalu rodzi się mała dziewczynka. Jest wcześniakiem, a jej życie wciąż wisi na włosku. Jej matka umarła w czasie porodu, a sama malutka, mimo niepojętej woli życia, jest zawieszona pomiędzy życiem, a śmiercią. W końcu po wielu kosztownych zabiegach Maxime może funkcjonować jak każde inne dziecko i być oczkiem w głowie swojego ojca, Ludwika. Mała jest szczęśliwa, wesoła i bystra, a jej tata dzieli się z nią swoją wiedzą i ogromem miłości. Niestety, po jedenastu latach rodzinna sielanka dobiega końca - w tajemniczych okolicznościach ginie ojciec dziewczynki, a ona sama musi trafić do sierocińca. Tam przeżywa mnóstwo dramatów: staje się ofiarą przemocy swoich koleżanek i musi sobie radzić w środowisku przepełnionym brutalnością i okrucieństwem. Kiedy, już jako młoda kobieta, opuszcza mury sierocińca i wkracza w dorosłe życie, ujawnia jak wielką posiada siłę.
Marzec 1502-go roku, Lizbona. Młody żeglarz Miquel Corte Real prosi króla Manuela o pozwolenie na zorganizowanie kolejnej morskiej wyprawy. Jednym z jej celów jest znalezienie brata Miquela, a drugim sprawdzenie działania nowo wynalezionej substancji, pozwalającej na utrzymanie okrętu w nienagannym stanie. Rejs nie obędzie się jednak bez przeszkód, a jedna z nich sprawi, że młody żeglarz oraz jego kamraci trafią na nieodkrytą ziemię, wyspę, po której nie stąpał żaden człowiek z ich świata. Tą wyspą jest Lumia zamieszkiwana przez niezwykle przyjaźnie nastawionych do obcych Lumijczyków. Niestety, już wkrótce będą zmuszeni się przekonać, jak podli potrafią być ludzie...

Joanna Miszczuk w swojej najnowszej powieści porusza kilka istotnych kwestii i problemów. Są to między innymi brak tolerancji, szacunku i zrozumienia, potrzeba zemsty i zapłaty za doznane wcześniej krzywdy, ludzka nieczułość i fakt, że mimo upływu lat wciąż nie uczymy się na naszych błędach. Od lat trwamy w błędnych przekonaniach i chociaż nasza technika z roku na rok zmienia się na lepsze, to nasze postawy pozostają niezmienne i często brzemienne w skutkach. Tak wiele jest w naszym świecie tragedii, ludzkich dramatów, konfliktów, wojen oraz zniszczeń... Lumia to miejsce, gdzie społeczeństwo żyje w całkowitej harmonii i bezpieczeństwie, osiągając szczęście zarówno pojedynczej jednostki, jak i całości mieszkańców. Dbają o zachowanie tradycji, życie oraz zapewnienie godziwych warunków każdemu Lumijczykowi. Nie znają wojen i pojęcia nienawiści, dlatego poznanie zwyczajnego świata stanie się dla nich niewyobrażalnym bólem i źródłem niepojętego cierpienia.

Akcja książki nie pędzi na łeb i szyję, lecz toczy się raczej wolnym, chociaż nie pozbawionym zwrotów akcji oraz klimatu rytmem. Śledzenie kilku wątków rozgrywających się na różnych płaszczyznach czasowych jest na tyle zajmujące, że nawet w momentach, kiedy napięcie spada, czytelnik nie odczuwa tego zbyt mocno i daje się ponieść tej specyficznej, ale i sprawnie skonstruowanej historii. Niestety, autorce nie udało się uniknąć kilku przekombinowań i nieścisłości. Oprócz tego zabrakło mi jeszcze dokładniejszego opisu przeżyć i obserwacji dokonanych przez Lumijczyków na przestrzeni lat i zmieniających się epok - to właśnie one najbardziej mnie fascynowały i pochłaniały. Na dużą uwagę zasługuje za to sama idea i pomysł autorki, bo przedstawienie innej, rozwijającej się od lat tuż obok nas cywilizacji i ukazanie jej jako swego rodzaju społeczeństwa doskonałego jest samo w sobie godne największej pochwały. Lumia na kilka dni zagościła w moich myślach, a część z refleksji jej mieszkańców także i mnie skłoniło do zastanowienia nad kilkoma sprawami, z których część z nich tak nam się przejadła, że nie jesteśmy w stanie spojrzeć na nie z innych, szerszych perspektyw i starać się dostrzec zarówno ich wady, jak i zalety.

Bohaterowie nie są najważniejszą składową powieści - znacznie większą rolę odgrywa tutaj fabuła i akcja, w której dopiero po rozplanowaniu zostały dodane sylwetki postaci. Nie są oni papierowi, ale niektórym zdecydowanie przydałoby się rozwinięcie i dokładniejsze potraktowanie charakterów. I tak bardzo chętnie dowiedziałabym się nieco więcej o przeszłości matki Maxime albo o jej narzeczonym, Gastonie. Sama główna bohaterka jest na tyle intrygującą i sprawnie wykreowaną osóbką, że o jej przygodach i dramatach czytać można z naprawdę dużym zaangażowaniem. Nie jest osobą nieskazitelną i pozbawioną wad, a na kartach powieści śledzimy zarówno jej wzloty, jak i bolesne upadki. Lumijczycy to społeczność, która od początku bardzo mnie zainteresowała. Starałam się znaleźć chociaż jedną ich słabą stronę, w końcu całkowita utopia nie ma w naszym świecie racji bytu. I znalazłam jedną, która stała się dla nich powodem wielu tragedii - zbyt dużą naiwność i wiarę, że ludzie są dobrzy i nie mogą do nikogo żywić złych zamiarów.

,,Wyspa" to historia napisana w sposób obrazowy i na tyle prosty, że jej zrozumienie i cieszenie się lekturą nie wymaga od czytelnika ogromnego wysiłku. Jednocześnie język jest sprawny i barwny, czasem z wstawkami lirycznymi oraz poetyckimi. Niestety, w powieści znalazłam sporo powtórzeń i nie wszystkie z nich są dla mnie użyte w celu podkreślenia znaczenia danej sceny, lecz to po prostu niezbyt ładne kalki, które kilka razy zakłócały mi delektowanie się lekturą. 

,,Wyspa" to naprawdę dobra, choć niepozbawiona kilku niedoskonałości powieść, która potrafi nie tylko porwać, ale i zainspirować czytelnika. Pani Miszczuk w nieszablonowy i interesujący sposób zwraca nam uwagę na kilka istotnych problemów oraz na zasadzie kontrastów pokazuje, jak wiele błędów popełniamy. Napisana w barwny i przejrzysty sposób może stać się nie tylko źródłem przyjemności, ale i refleksji. A może także i Wam po przewróceniu ostatniej strony w głowie pojawi się pytanie: ,,A jeśli jesteśmy tylko wyspą?"...



Wybaczyć - jak to trudno powiedzieć...(,,To, co zostało" Jodi Picoult)

http://www.empik.com/to-co-zostalo-picoult-jodi,p1079982550,ksiazka-p

Tytuł: ,,To, co zostało"
Autor: Jodi Picoult
Tytuł oryginału: ,,The storyteller"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 557

Holokaust. Temat już wielokrotnie podejmowany i, mogłoby się wydawać, już całkowicie wyczerpany. Coraz więcej ludzi uważa, że powiedziano o nim już wszystko i nie ma sensu dalej roztrząsać śmierci milionów. Moim zdaniem jednak niemożliwym jest w pełni świadome życie bez wiedzy o tym, z jaką łatwością przychodzi człowiekowi pastwienie się nad innymi, z jaką łatwością potrafi rościć sobie prawo do szafowania ludzkim istnieniem. Zakrywanie ciemnych kart w historii świata nie jest dobrym rozwiązaniem, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego, jacy będziemy za kilkadziesiąt/kilkaset lat. Może również mordercami? "Ludzie ludziom zgotowali ten los" napisała niegdyś polska pisarka Zofia Nałkowska. Właśnie tego twierdzenia dotyka pośrednio jedna z powieści Jodi Picoult - ,,To, co zostało".


O Picoult słyszałam już wiele, w większości bardzo pozytywnych, rzeczy, dlatego już od jakiegoś czasu rozglądałam się za którąś z jej powieści. Gdy na półce w bibliotece zobaczyłam trzy, powoli przyglądałam się im i czytałam krótkie opisy. Jako, że jednym z kilku moich zainteresowań jest historia, zwłaszcza ta związana z brutalnymi czasami II wojny światowej, największą uwagę wzbudziło we mnie właśnie ,,Bez mojej zgody". Tajemnicza i lekko symboliczna (przesypywany przez palce piasek zawsze kojarzy mi się z przemijaniem) okładka dopełniła swego - z biblioteki wyszłam z siatką wypełnioną kilkoma pozycjami, w tym właśnie tą książką. Na szczęście, wybór okazał się w stu procentach trafny i nie żałuję żadnej sekundy spędzonej na lekturze.

Sage Singer to młoda dziewczyna mieszkająca w niewielkim amerykańskim miasteczku. Bardzo przeżywa śmierć swojej matki, która dotychczas była zarówno jej opiekunką, jak i powierniczką wielu sekretów. Na zajęciach psychoterapeutycznych spotyka uwielbianego i cieszącego się nieposzlakowaną reputacją w lokalnej społeczności staruszka, Josefa. Ten pewnego dnia prosi ją o nietypową przysługę: chciałby, żeby Sage pomogła mu umrzeć. Okazuje się, że starszy pan nie jest tym, za kogo przez wiele lat się podawał i skrywa mroczną tajemnicę z przeszłości. Dotyczy ona masowych mordów na ludności żydowskiej w czasach II wojny światowej i, jak się okazuje, ma związek z przeszłością rodziny dziewczyny. Czy Sage zdecyduje się spełnić tę dziwną prośbę? Wszystkich zainteresowanych odsyłam do lektury powieści.

,,W każdym z nas jest potwór i w każdym z nas jest święty. Pytanie tylko, któremu damy pierwszeństwo , który pokona drugiego."

Podczas czytania w mojej głowie tworzyły się coraz to nowe pytania i dylematy. Niektóre były pozornie proste: Czy Sage pomoże Josefowi?; inne natomiast znacznie bardziej złożone i skłaniające do refleksji. Dotykały one kwestii ludzkiego miłosierdzia i zwykłego wymierzenia sprawiedliwości wojennemu zbrodniarzowi, który splamił swoje dłonie krwią tysięcy niewinnych osób. Przodkowie głównej bohaterki wiele wycierpieli z powodu prześladowań w czasie II wojny światowej, więc miała ona solidny i zrozumiały powód do dokonania zemsty na byłym żołnierzu. Czy jednak nie powinniśmy wybaczyć każdych, nawet największych krzywd, które wyrządził nam nasz bliźni? W końcu o przebaczenie za dawne grzechy tak usilnie prosi Josef. W dzisiejszych czasach niełatwo jest je otrzymać - jesteśmy coraz bardziej nieustępliwi i coraz trudniej powiedzieć nam, że nie żywimy już do kogoś nienawiści. Jodi Picoult niejednokrotnie gra na nerwach czytelnika - czasem napina je w postronek, by za chwilę nagle poluzować precyzyjnie dotychczas tkane nicie, tworzące akcję i fabułę powieści. Na plus działa również niesamowite i zaskakujące zakończenie, którego nie sposób przewidzieć i które sprawi, że nasze serce jeszcze przez jakiś czas będzie biło w nieco zbyt szybkim tempie.

Autorka zadbała o dokładne i realne odwzorowanie życia codziennego w czasach niemieckiej okupacji i dzięki temu umożliwiła nam cofnięcie się do tych okropnych i przepełnionych bezmyślnym okrucieństwem czasów. Naturalnie ukazała nie tylko życie stłoczonych w getcie, a później wywiezionych do obozów koncentracyjnych żydów, ale też panującą i szerzącą się w Niemczech w latach 30. i 40. XX wieku hitlerowską i antysemicką propagandę. Czyniąc jednym z bohaterów nastoletniego chłopca dorastającego w nazistowskim państwie pozwoliła nam wniknąć w umysł i duszę jeszcze rozwijającego się i niewinnego młodego człowieka, który coraz bardziej przesiąkał wpajanymi w szkole i na ulicach ideałami i nieuchronnie zmierzał do upadku - popełnienia tysięcy zbrodni na ludziach niczym nieróżniących się od niego. W podziękowaniach Picoult podkreśliła rolę osób, które przeżyły holokaust i zdążyły opowiedzieć jej swoje historie - to właśnie ich opowieści ukształtowały rodzącą się w głowie pisarki nową powieść i miały ogromny wpływ na stworzenie jednej z najważniejszych postaci powieści. Mimo dużej ilości tragizmu, książka łączy w sobie nie tylko dramat, ale i rzadkie elementy komediowe, co sprawia, że chociaż lektura naprawdę wyciska z nas emocje, to nie czujemy się wymęczeni czytaniem i zbyt dużą dawką tragedii. ,,To, co zostało" rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych: jedna z nich dotyczy czasów współczesnych w Stanach Zjednoczonych, druga natomiast rozgrywa się w Niemczech, Warszawie oraz Oświęcimiu w latach 30. oraz 40. XX wieku. Odnoszę wrażenie, że właśnie historia dziejąca się w przeszłości jest znacznie bardziej interesująca; być może wynika to z mojego zainteresowania tamtą epoką i wojennymi realiami. Nie zmienia to jednak faktu, że ta część akcji dziejąca się współcześnie nieco mnie irytowała i momentami męczyła - począwszy od nieco dziwnego wątku romantycznego, po czasem denerwującą i zachowującą się nieracjonalnie główną bohaterkę. Mimo to, uważam, że Jodi Picoult dobrze rozplanowuje akcje i ma umiejętność wzbudzania w sercach czytelniczek ogromnych emocji, a i przedstawione przeze mnie wady nie psują zbytnio płynącej z czytania i przewracania kolejnych stron satysfakcji.

,,Nie wiem, co najtrudniej nam ścierpieć w śmierci. Może jednostronną komunikację, niemożność zapytania ukochanej osoby, czy ją bolało, czy teraz jest szczęśliwa tam, gdzie jest...jeśli gdzieś jest w ogóle. W śmierci nie kropka jest najgorsza, tylko znak zapytania."

Bohaterowie stanowią bardzo ciekawą mieszankę - część z nich niezwykle mnie intrygowała i szczerze przejmowałam się ich dalszymi losami, drżałam o to, jak sobie poradzą; niektórzy natomiast mieli skłonności do wzbudzania we mnie irytacji. Najbardziej przekonała mnie postać Minki, babci Sage - była ona naprawdę niesamowitą kobietą, która mimo ogromu przeżytych tragedii wciąż trwała i starała się być dobrym człowiekiem. Josef, nasz czarny charakter również pozytywnie mnie zaskoczył - jego postępowanie nie było pozbawione jakiegokolwiek uzasadnienia i we wstrząsający sposób pokazywało, jak niszczący wpływ na młodego człowieka ma wpajana mu od najmłodszych lat propaganda nienawiści. Z małego, żywego i nadpobudliwego chłopca zmienił się w maszynkę do zabijania, a potem przez wiele lat musiał godzić się z dręczącymi go coraz bardziej wyrzutami sumienia. Niestety, postać Sage nieco mnie rozczarowała - dziewczyna miała co prawda swój charakterek, ale zbyt często irytowała mnie swoją postawą i zachowaniem.

,,To, co zostało" napisane jest prostym, ale sprawnym i niezwykle barwnym językiem. Opisy są bardzo obrazowe, co sprawia, że wiele okrutnych scen wprost z getta, czy obozu zagłady przewijało się przed moimi oczami w czasie przewracania kolejnych kartek. Mimo trudnej i bardzo poruszającej tematyki, powieść czyta się szybko i bez większych trudności, chociaż mnie samej zdarzało się przerwać lekturę, by zastanowić się nad losami ludzi, którzy musieli walczyć o przetrwanie jeszcze siedemdziesiąt parę lat temu. Patrząc na to, co dzieje się teraz na naszym świecie, niejednokrotnie staram się zrozumieć, dlaczego tak ciężko nam docenić to, co posiadamy na co dzień, a czego nie mogli mieć nasi przodkowie.

Powieść Jodi Picoult poruszyła w moim sercu wiele strun i stała się dla mnie podstawą i zachętą do kilku refleksji. Wydaje mi się, że jest to jedna z książek, która trafi do praktycznie każdego czytelnika i zmusi go do zastanowienia nad różnymi kwestiami. Mimo kilku wad, będę tę lekturę wspominała niezwykle miło i liczę na jeszcze więcej równie udanych spotkań z twórczością tej autorki. Może macie jakieś sugestie, dotyczące ciekawych tytułów autorstwa tej pisarki?

Zapach świeżej mięty o świcie...(,,Wszystko, tylko nie mięta" Ewa Nowak)

http://www.ewanowak.com/ksiazki/wszystko-tylko-nie-mieta

Tytuł: ,,Wszystko, tylko nie mięta"
Autor: Ewa Nowak
Wydawnictwo: Egmont Polska
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 230

Nasze życie bardzo często wydaje nam się nudne, monotonne i zupełnie pozbawione jakiejkolwiek niezwykłości. Egzystujemy z dnia na dzień, pogrążeni całkowicie w swoich problemach i coraz bardziej toniemy w rutynie dnia codziennego. Budzimy się rano, a naszą pierwszą myślą jest często: ,,Moje życie jest takie nudne, dlaczego nie może być bardziej interesujące?". Zapominamy jednak o tym, że każde życie, obojętnie jak szare i nieciekawe z pozoru, może stać się podstawą powieści. I to jednej z tych najcenniejszych - opowiadających o naszej codziennej rzeczywistości i małych dramatach oraz radościach dnia codziennego.
Ostatnio coraz rzadziej sięgam po powieści młodzieżowe, chociaż teoretycznie powinnam należeć do docelowej grupy odbiorców tego gatunku. Z drugiej strony czasem zdarzają się naprawdę miłe niespodzianki i lekka, zabawna i jednocześnie wartościowa pozycja z tego nurtu wciąż potrafi zawojować moje serce. Jedną z nich jest ,,Wszystko, tylko nie mięta" autorstwa Ewy Nowak - lektura może nie zachwycająca czy do głębi poruszająca, ale dająca wiele do myślenia. Spotkałam się z nią zachęcona przez Małą Pisareczkę z bloga Znajdź wymarzoną książkę i naprawdę Jej za to dziękuję, bo dzięki temu spędziłam przy czytaniu kilka miłych godzin :)

Rodzina Gwidoszów zarówno na pierwszy, jak i drugi rzut oka nie różni się specjalnie od większości polskich rodzin z początku XX wieku. Mama, tata, trójka dzieci. Najstarszy Kuba to przystojny, błyskotliwy i rozchwytywany przez dziewczyny maturzysta, który stara się znaleźć ,,tę jedyną". Malwina to szesnastolatka o wielu kompleksach i ogromnych ambicjach, a najmłodsza Marynia to słodkie i bystre dziewczątko dopiero poznające świat. Dom Gwidoszów jest przepełniony ciepłem i miłością, chociaż nie brakuje też sprzeczek czy codziennych problemów, jakie łączą się z wychowywaniem dorastających dzieci. Jeśli jesteście ciekawi, jak radzą sobie z nimi główni bohaterowie, to już teraz zapraszam do lektury ,,Wszystko, tylko nie mięta".

,,Człowiek musi cierpieć, bo inaczej nigdy nie nauczy się doceniać szczęścia. Radość i cierpienie to dwie połówki tego samego jabłka."

Powieść Ewy Nowak oczarowała mnie już od pierwszych stron. Była to zasługa wiernego i trafnego odwzorowania życia polskiego nastolatka: problemów, z którymi musi się zmagać; pierwszych miłości i zauroczeń czy też kompleksów. Jednocześnie książka nie sprawia trudności w czytaniu i nie przytłacza ciężkim klimatem - w jasny, prosty i barwny sposób pokazuje czytelnikowi rzeczywistość, w której żyją bohaterowie. Widoczna jest też wiedza psychologiczna pisarki - potrafi w sposób nieszablonowy, prosty, ale zarazem obrazowy ukazać czytelnikowi wagę takich problemów, jak anoreksja czy nietolerancja. W czasie lektury znajdziemy czas zarówno na chwilę refleksji, jak i na wybuchnięcie śmiechem. Pani Ewa bardzo przekonująco kreśli przed nami perypetie rodzeństwa i ich bliskich, co sprawia, że książki praktycznie nie da się odłożyć bez przeczytania jej w całości.

Równie zgrabnie wykreowani zostali bohaterowie. Kuba Gwidosz to jeden z tych chłopaków, o którym skrycie może marzyć każda z nas. Przystojny, czarujący i do tego dobrze wychowany, chociaż i on ma swoje ciemne strony - stara się do siebie przekonać każdą dziewczynę i zdarza mu się wrzucać wszystkie do jednego worka. Malwina to ładna i zdolna szesnastolatka, która zmaga się z wieloma kompleksami. Uważa, że jest za gruba, niewystarczającą zgrabna i powinna schudnąć, co doprowadza ją do naprawdę złego stanu psychicznego i fizycznego. Marynia jest tak słodka, zabawna i bystra, że nie sposób jej nie pokochać, a mama i tata to na tyle nietuzinkowe postacie, że jeszcze długo pozostaną w naszej pamięci. Barwni bohaterowie to ogromny plus całej historii, co sprawia, że ich życie śledzimy z rosnącym zainteresowaniem i nie jesteśmy w stanie oderwać się od lektury.

,,- Mamik, ja już wiem, co to jest fotosynteza - pochwaliła się Marysia, wyciągając bierkę za trzy punkty.
- No, cóż takiego? - zamruczała mama nieco niewyraźnie, miała bowiem zajęte usta.- To jest takie coś, że rośliny robią tlen. One to robią z wody i słońca.-O, dużo wiesz. A dlaczego one to robią? - Asia machinalnie włączyła się do bierek, wyciągając bezpieczną, za jeden punkt.- Nie zagniesz mnie - pochwaliła się Marynia nowym powiedzonkiem. - One to robią, bo mają taką barwinkę. Bo są zielone.- Chlorofil - podpowiedziała mama. - A zwierzęta? Też to umieją?- A nie, bo one nie są zielone - wyjaśniła Marynia.- A żaba? - chytrze zapytała mama.- A, żaba. To muszę się zastanowić. Twoja kolej."

Pani Ewa posługuje się prostym i bardzo lekkim językiem. O dziwo, wcale mi on nie przeszkadzał i barwny styl autorki jeszcze bardziej przekonał mnie do lektury. Dialogi są błyskotliwe, naturalne i często bardzo zabawne, a opisy nie nużą i nie przytłaczają swoją długością. Książka jest skierowana dla nastolatków i doskonale sprawdza się w takiej roli - czyta się ją szybko i bez żadnych trudności, a jednocześnie coś pozostaje w naszych głowach nawet po zakończeniu lektury.

,,Wszystko tylko nie mięta" nie jest książką, która mnie bezwarunkowo zachwyciła i czytałam w swoim życiu dużo lepszych pozycji, ale uważam, że to jedna z tych historii, które może nie zachwycają formą czy oryginalnością, ale bronią się realizmem opisywanych wydarzeń, barwnymi sylwetkami bohaterów oraz problemami, które poruszają. W prosty i nienachalny sposób pokazuje nam wyzwania, z jakimi wiąże się dorastanie oraz jak sobie z nimi radzić. Dla młodzieży i osób młodych duchem pozycja zdecydowanie obowiązkowa!




Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka