O ludziach z dwóch zupełnie innych światów, których połączyła baśń... ( "Baśniarz" A. Michaelis )


Zastanawialiście się kiedyś, kiedy możemy powiedzieć o jakiejś książce, że jest dobra? Czy musi olśniewać pięknym językiem i opisami? Zaskakiwać rozwojem akcji i wydarzeń? Przytłaczać klimatem? A może najważniejszą jej częścią są bohaterowie. Myślałam nad tym zagadnieniem już wiele razy, ale wydaje mi się, że dobra książka powinna też pozostać w naszej pamięci, zostawić po sobie jakiś ślad, dotrzeć do naszego serca. A dlaczego o tym piszę? Bo "Baśniarz" jest dla mnie właśnie taką książką. Bardzo dobrą, chociaż nie najlepszą jaką czytałam.     

Anna żyje w zamkniętej szczelnie bańce. Nie jest świadoma wielu problemów istniejących poza jej własnym, starannie uporządkowanym światem. Ma przyjaciółkę, dobrze się uczy i doskonale gra na flecie. Jest oczkiem w głowie swoich rodziców i osobą trzymającą się daleko od wszelkich problemów - do czasu... Pewnego dnia w klasie znajduje porzuconą szmacianą lalkę, która okazuje się być własnością Abla Tannateka, a właściwie jego małej siostrzyczki. Tannatek nosi przezwisko "polski handlarz pasmanterią" i nie jest zbyt popularnym i lubianym uczniem. Anna, wbrew sobie zaczyna się interesować tym z pozoru zimnym i odpychającym chłopakiem i odkrywa, co kryje się za zasłoną złudnie dobranych słów. Od tego momentu wkracza w świat, w którym baśnie opowiadane przez Abla przeplatają się z szarą rzeczywistością. Aż do czasu, gdy prawda zacznie zacierać się z fikcją...   

Wbrew pozorom "Baśniarz" nie jest kolejnym schematycznym paranormalnym romansem. Opis w tym wypadku może się wydać bardzo mylący, ale nie chcę bardziej przybliżać fabułę powieści i psuć wam radość i wzruszenie w czasie jej czytania. Bo jest to książka, która potrafi wbić nam w serce szpilki i zapada głęboko w pamięć, operując obrazami znanymi nam z codziennego życia. W tym właśnie tkwi ogromna zaleta "Baśniarza" - w tym, że opowiada o problemach zwyczajnych ludzi, w tym, że potrafi przy tym wzruszyć do łez i jednocześnie  zaskakiwać czytelnika. Nie sposób też obojętnie przejść obok zagadnień i pytań bez odpowiedzi, które serwuje nam autorka: jak daleko można posunąć się, by chronić osobę, którą kochamy? Czy każde morderstwo jest zbrodnią niewybaczalną? Jak ciężkie może być życie, gdy wszystko obraca się przeciwko nam?

Główni bohaterowie to dwie młode osoby, powoli wkraczające w dorosłość i stające przed wyborem najważniejszej, dalszej drogi. Niestety, nie każdy z nich może liczyć na udany start w przyszłość. Przewracając kolejne karty powieści dostrzegamy ogromną, społeczną niesprawiedliwość - dlaczego bieda musi odbierać  jednemu z głównych bohaterów pewną przyszłość i godziwe życie. Ta część historii skłania młodego czytelnika do refleksji i zastanowienia się nad tym, czy gdzieś obok niego nie żyje ktoś, komu życie nieustannie rzuca pod nogi kłody i że nie zawsze ludzie mają zapewnione równe szanse wejścia w dorosłość. 

Jedną z zalet powieści jest ukazanie kontrastów między Ablem, a Anną. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy z wielu problemów, które istnieją tuż obok niej i jest bardzo naiwna i łatwowierna. Córka kochających i zamożnych rodziców, dobra uczennica i uprzejma dziewczyna, ale tak naprawdę osoba zagubiona i nieznająca prawdziwego życia, słowem żyjąca w bańce mydlanej. Na przeciwległym biegunie stoi Abel, chłopak, któremu od zawsze nie sprzyjał los. Najważniejszą wartością w jego życiu jest malutka Michi, zabawna i bystra dziewczynka. To właśnie swojej siostrzyczce ukazuje drugą, wrażliwszą twarz - twarz Baśniarza, którą normalnie skrywa przed twardym i brutalnym światem. Oprócz tego w tle widzimy rodziców Anny - ludzi o dobrych sercach, ale równocześnie żyjących daleko od problemów świata współczesnego i zamieszkujących swój własny, perfekcyjnie ułożony świat; czy przyjaciółką głównej bohaterki - buntowniczkę, mającą konflikt z matką i uwielbiającą imprezy i chłopaków.

Antonia Michaelis pisze w sposób prosty i przejrzysty, przez co bez trudu dotrze do każdego młodego czytelnika. Język nie jest jednak infantylny, przeciwnie emanuje pewnego rodzaju poetyckością i lekkością. Mnogość metafor czy porównań sprawia, że "Baśniarz" nie jest zwykłą, banalną historią młodzieżową. Niesie ze sobą kilka trafnych spostrzeżeń i otwiera widza na wiele kłopotów, z którymi zmagają się ludzie tuż obok nas. Może za ścianką naszej perfekcyjnej bańki mydlanej stoi ktoś, którego problemem jest coś więcej niż słaba ocena ze sprawdzianu czy szlaban na komputer...

Mimo, że "Baśniarz" nie jest książką doskonałą polecam go z czystym sumieniem. Otwiera oczy, porusza i jest pozycją z gatunku tych, które pamięta się bardzo długo. A zakończenie było... Dla mnie po prostu niesamowite. 

O dwóch ostatnio przeczytanych książkach ( J. Boyne "Chłopiec w pasiastej piżamie", J.Green "Papierowe miasta" )

Pisałam, że będę się starała pisać częściej. Pisałam, ale znowu zawiodłam... Przez cały styczeń nie pojawiła się ani jedna recenzja, czy chociażby inna notka. I nie będę się usprawiedliwiała szkołą, chociaż nauki miałam bardzo dużo, a i  liczba sprawdzianów nie rozpieszczała - bo mogłam coś naskrobać nawet w weekend. Inna sprawa, że przez cały styczeń męczyłam się ze stanem dziwnego odrętwienia, które nie pozwalało mi nawet na sięgnięcie po jakąkolwiek, także bardzo luźną lekturę. Ale teraz zaczęły się ferie, a ja uzbrojona w nowe pozycje do przeczytania ("Gra o tron" od koleżanki wzywa ;) ) mam nadzieję w końcu wszystko, co blogowe uporządkować.

Dzisiaj napiszę o dwóch książkach. Dwóch książkach z pozoru tak różnych, a jednak podobnych. Bo wszystkie one odcisnęły na mnie jakieś piętno, o czym za chwilę.

Na pierwszy ogień idą:


"PAPIEROWE MIASTA" J. GREENA


Wspominałam już kiedyś, że uwielbiam Johna Greena? Pewnie tak, ale żeby nie zabrzmiało to tak dziwacznie mam na myśli miłość do jego książek, a nie do samej sylwetki pisarza, która swoją drogą, na pewno jest bardzo ciekawa. "Papierowe miasta" to trzecia książka Greena, po którą miałam okazję sięgnąć. Wcześniej były "Gwiazd naszych wina" i "19xKatherine"  - pozycje nieprzeciętne, zostawiające po sobie jakieś wspomnienia, które owiewają mnie ciepłym podmuchem, gdy tylko o nich pomyślę. 

Quentin Jacobsen jest zwyczajnym nastolatkiem, uczęszczającym do równie zwyczajnej amerykańskiej szkoły z zupełnie zwyczajnymi przyjaciółmi, z których jeden założył internetową skarbnicę wiedzy i danych i którego rodzice kolekcjonują czarnych Mikołajów, a drugi uwielbia określać przedstawicielki płci pięknej królisiami. Jest też sąsiadem Margo Roth Spiegelman - dziewczyny będącej szkolną gwiazdą i obiektem pożądania większości uczniów płci męskiej. Dawniej Q i Margo przeżyli razem coś niesamowitego, ale potem ich kontakt się urwał, chociaż chłopak skrycie podziwiał dawną przyjaciółkę. Co jednak gdy Margo pewnej nocy zakrada się do jego pokoju i namawia do wspólnej nocnej podróży, a następnego dnia znika. I pozostawia za sobą wskazówki. Czy Q i jego przyjaciele podążą ich śladami i czy poznają prawdziwą twarz Margo Roth Spiegelman?

Czy nie czuliśmy się nigdy ludźmi otoczonymi przez innych, a jednak samotnymi? Czy nie czuliśmy nigdy swego rodzaju pustki, mimo tego, że tuż obok nas byli inni? Fani, koledzy, koleżanki, rodzice, przyjaciele... Ludzie, którzy powinni nas znać i rozumieć, a tak naprawdę widzieli tylko naszą maskę - twarz zakładaną w towarzystwie innych, która ukrywała nasze prawdziwe ja. I dlatego ludzie popularni, mający tysiące lajków pod zdjęciami na portalach społecznościowych budzą czasem moje współczucie - dla mnie to oni często są samotni, niczym pozostawieni w papierowym świecie, z milionami papierowych miast i miliardami papierowych twarzy...

"Papierowe miasta" to naprawdę dobra książka. Z dopracowanymi, dziwnymi, ale też bardzo sympatycznymi bohaterami, z którymi bez trudu można się utożsamiać, bo są zwyczajnymi nastolatkami nie pozbawionymi licznych wad. Z ciekawym i interesująco przedstawionym pomysłem na fabułę. Zgrabnie rozwijającą się akcją, która nie pozwala na oderwanie się od lektury i zaprzestanie odwracania kolejnych kartek. Lekkim i barwnym językiem, który porywa i ułatwia czytanie. I jest to jedna z książek wartościowych, niosących ze sobą jakieś przesłanie. W końcu jest to, przynajmniej dla mnie, pozycja opowiadająca o samotności, która z pozoru jest nieistotna i wcale nas nie dotyka, a jednak krąży nad nami niczym ciemny drapieżny ptak, gotów zaatakować. Bo w pewnym momencie dostrzegamy, że świat jest zrobiony z papieru. Ludzie niestety także. I przypominają mi się fragmenty piosenki "Długość dźwięku samotności" zespołu Myslovitz: " (...) Tak zawsze genialny, idealny muszę być i muszę chcieć super luz i już setki bzdur i już to nie ja (...)"  i " (...) Noc, a nocą gdy nie śpię wychodzę choć nie chcę spojrzeć na chemiczny świat, pachnący szarością, z papieru miłością (...) ". "Papierowe miasta" polecam przede wszystkim młodzieży, ale zachęcam do lektury także osoby nieco starsze, bo ich treść jest ciągle ważna i aktualna.

"CHŁOPIEC W PASIASTEJ PIŻAMIE" J. BOYNE'A



To już drugie moje spotkanie z twórczością irlandzkiego pisarza Johna Boyne'a. Poprzednie wrażenie było niezwykle pozytywne, tak więc z chęcią sięgnęłam po kolejną, tym razem znacznie bardziej znaną pozycję - "Chłopca w pasiastej piżamie". Na fali emocji po lekturze obejrzałam również ekranizację, która, o dziwo, nie zawiodła moich oczekiwań. Ale od początku...

Lata 40. XX wieku. Bruno to dziewięcioletni chłopczyk mieszkający z rodzicami, siostrą, którą nazywa także Beznadziejnym Przypadkiem i dziadkami w pięknym i zamożnym domu w Berlinie. Nie może narzekać na samotność, bo w codziennych zabawach towarzyszy mu trójka przyjaciół, niedostatek czy brak ciepła, którego jako najmłodsze dziecko otrzymuje pod dostatek. Pewnego dnia jednak sielanka kończy się, a Bruno wraz z mamusią, tatusiem i Gretel muszą przenieść się do nowego domu, znajdującego się gdzieś na terenie Polski. Chłopiec nie zdaje sobie sprawy, że nowe miejsce zamieszkania jest związane z pracą jego ojca, który jest wysoko sytuowanym żołnierzem Furii, a sam ponury dom zupełnie nie przypada mu do gustu. Do czasu, gdy wybierze się na krótką przechadzkę, ujrzy ogromne druciane ogrodzenie i zobaczy jego. Chłopca w pasiastej piżamie. Po prostu Szmula.

John Boyne przenosi nas w smutne wojenne lata, które śledzimy oczami małego, nieświadomego okrucieństwa czy zbrodni chłopca. Bruno podziwia swojego ojca, nie zdaje sobie sprawy, że człowiek, z którym dzieli masę wspólnych wspomnień i który z nim mieszka także przykłada rękę do zagłady tysięcy osób. I może właśnie to tak porusza czytelnika. Ta nieświadomość i niewinność głównego bohatera, podkreślana często przez lekko infantylny, prosty język, którym posługuje się autor. Bo Bruno to bardzo sympatyczny i wesoły chłopczyk, który marzy o zostaniu poszukiwaczem przygód i odkrywcą. Który nie wie co dzieje się za drucianym ogrodzeniem... Który szuka prawdziwego przyjaciela i znajduje go właśnie w osobie Szmula. Obserwowanie przyjaźni rodzącej się między chłopcami, z których jeden jest synem niemieckiego oficera, a drugi synem żydowskiego zegarmistrza to element historii, który mimo, że z pozoru zwyczajny, naprawdę mocno chwyta za serce. W końcu Bruno i Szmul to osoby z dwóch innych światów, które nie powinny w ogóle ze sobą rozmawiać. Wraz z przewracaniem kolejnych kartek dostrzegamy też inne aspekty życia rodziny niemieckiego oficera: liczne spotkania, chłód i bezwzględne posłuszeństwo. Widzimy też jak ojciec rodziny stopniowo traci kontakt ze swoimi dziećmi, zaczyna żyć tylko i wyłącznie swoją służbą, oddala się od innych i staje się coraz bardziej bezwzględny. Porusza też ukazanie okrucieństwa względem żydów, które przeżywamy razem z małymi dziećmi. Dziećmi, które miały nieszczęście dorastać właśnie w tamtych niewesołych czasach.     

"Chłopiec w pasiastej piżamie" to powieść z pozoru prosta i banalna, ale za fasadą dziecięcej naiwności oraz lekkiego i nieco infantylnego języka odkryłam smutną prawdę i poznałam piękno przyjaźni między dwiema bardzo młodymi osóbkami. Książeczkę czyta się bardzo szybko, ale w pamięci pozostaje na bardzo długo. A zakończenie nadal mnie porusza i nadal wywołuje we mnie smutek. Nie, to wcale nie jest historia dla dzieci. To pozycja dla osób dojrzałych, które wiedzą co to okrucieństwo i zdają sobie sprawę, jak wiele krwi, ofiar i straconych przyjaźni pociągnęła ze sobą II wojna światowa. 

    
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka